Natan Tenenbaum

Chochoły i Róża


Bohaterowie nie są zmęczeni

Wtedy kwiaty im rzucano pod stopy
W bukietach grzęzły czołgowe gąsienice
Wyły tłumy, szalały ulice
Kiedy szli stolicami wyzwolonej Europy

...Bohaterowie. I cóż z nimi teraz?
Przecież żyją, przecież nie są starzy,
Przecież im się niejedno jeszcze marzy —
Nie zapomnijcie o bohaterach

Bohaterowie nie są zmęczeni
Bohaterowie już wypoczęli
Pragną, by znowu się zazielenił
Przywiędłej sławy liść
Bohaterowie dość mają wygód
Bohaterowie chcą nowych przygód
Chcą w rytmie marsza iść w zwartym szyku
Na wschód, na zachód iść
Bohaterowie nie są zmęczeni
Bohaterowie znów chcą iść

Dziejowa szansa się dla nas otwiera —
Pokolenia nas wspomną potomne:
Mauzoleum wzniesiemy ogromne
By w nim miejsca nie zbrakło dla żadnego bohatera

Zostanie po nich na przyszłe stulecie
znicza wieczny płomień, kwiaty świeże
i prosty napis: "TU LEŻĄ ŻOŁNIERZE" —
Lecz póki żyją — pamiętaj, że przecież:

Bohaterowie nie są zmęczeni...

Pocztówka majowa

Pochyleni przez wiek i reumatyzm
Dawną walką i trudem sterani
W drżących dłoniach krwawe niosąc kwiaty
Otwierają pochód weterani

Walka, gniew, niepokój — dawne dni
Dzisiaj grono starszych pań i panów
— Weteranom trzeba świeżej krwi!
— Hej, młodzieży, łącz do weteranów!

Ten obrazek niech ciebie nie zwiedzie
Ci poczciwi dziadkowie, babunie
Popatrz tylko — oprócz tych na przedzie
Jeszcze inni są tam — na trybunie

Tamci ważni są; na pokaz — ci
Wstrzymaj pochód i sam się zastanów:
Weteranom trzeba świeżej krwi
Hej, młodzieży, bacz na weteranów!

Gdy słyszę słowo "Kultura..."

We wczesnych latach 60-tych zlikwidowano dwa "nieprawomyślne" pisma literackie: "Nową Kulturę" i "Przegląd Kulturalny". Na ich miejsce powstał posłuszny tygodnik "Kultura", zwany potocznie "warszawską" dla odróżnienia od, wychodzącego w Paryżu, zasłużonego miesięcznika Instytutu Literackiego, o tej samej nazwie.

Gdy słyszę słowo: "Kultura"
Pytam od razu: — A która?

Rzecz marcowa

Sławne to były dzieła, sławne były czasy
A było, jak opowiem — bo wszystko wiem z prasy:

Więc Wyszyński z Kuroniem, przy poparciu Mao
Mieli Żydom zaprzedać naszą Polskę całą
Izrael, w myśl tych planów sięgałby Szczecina
Zaś chłopi z Zamojszczyzny poszliby na Synaj
Naród nasz miał iść w jarzmo żydowskiego króla
Którym byłby Zawieyski, bratanek Kargula
 Każdy Żyd miał otrzymać zaraz tytuł lorda
A Niemen mógłby śpiewać tylko, jako Jordan
Do tego każdy student, a zwłaszcza niechrzczony
Miał dostać Mercedesa oraz cztery żony


Dyspozycje w tej sprawie wyszły od Dajana
Via Tokio, Rzym, Biłgoraj, Pułtusk i Tirana

...A jeszcze łotry zdradę umyśliły taką:
Oddać molo w Sopocie Czechom i Słowakom
Do tego łódź podwodną, Pannę z Jasnej Góry
Szczerbiec, żubra Pulpita... i Pałac Kultury
A — jakby mało było takiego wyzysku —
Zabrały nam Pepiczki rekord świata w dysku!
Bauman z Brusem i Baczko — ta podstępna szajka
Pastwiła się nad Polską, jak "czerezwyczajka"
Kazali nam zapomnieć; żeśmy są przedmurze
Kazali nam o Jasiu zapomnieć, Kiepurze

Żaden z nich stydu, żaden z nich sumnienia nie miał
Putrament z Przymanowskim mieli iść na przemiał
Oni na "Dziadach" bili najdłużej oklaski

...A jeden z nich miał w domu "Dzieła wszystkie", Hłaski
A znowu Kołakowski, jak jeszcze był młody
To Stalina całował w rumiane jagody
A Stalin mu na lody dawał i na kino
I razem gryźli pestki i grali w domino
Natomiast Kisielewski, jak z prasy wynika
Jest synem naturalnym studenta Michnika,
Który do rewolucji wiernie służył carom
I miał sześcioro dzieci z carycą Dagmarą

Tacy to byli ludzie, dzieła takie, czasy
A było, jak rzekłem, bo wszystko wiem z prasy

Plebiscyt

(Na melodię ballady z filmu "Ewa chce spać")

Kłócą się w Kłaju, kłócą w Warszawie
Kłócą od Bugu do Nysy —
Kto dziś największy w Polsce szubrawiec?
Kto dziś największy skurwysyn?
...hej, skurwysyn...

Wszak pretendentów liczne jest grono
A zasłużyli się wszyscy
By rzecz rozstrzygnąć, postanowiono
Zorganizować plebiscyt
...hej, plebiscyt...

Idą kanalie, walą kołtuny —
w równy stawiają się szereg
Kwiat najprzedniejszy "endekomuny":
Kępa, Strzelecki i Gierek
...hej i Gierek

Cóż to za mendy, bodaj ich grypa
Czemu pod flek biorą słabych?
To żurnalistów liczna ekipa;
Rej wiodą Gontarz i Hrabyk
...stary Hrabyk

Każdy dziś gieroj, każdy się przyda
Wstępniak na jutro wysmażą
Ten pisze donos; ów kopie Żyda,
Tamten wymyśla pisarzom
...bo tak każą

A skąd się tutaj wziął ten "literat"?
Niech was to nadto nie zdziwi,
To pan minister-pisarz-generał,
wczoraj partyzant, dziś — cywil
...dzisiaj — cywil

Twarz ma "aryjską", cały napletek
— Można nie patrzeć do spodni;
Ten ci jest Moczar, ten ci jest Mietek,
Ten jest skurwysyn przewodni
...hej, przewodni

Z nim Witaszewski, rycerz "gazrury"
Raz jeszcze pragnie pójść w tango
Obok pan poseł Jeleniej Góry —
Bolo Piasecki z Falangą
...hej z Falangą

Cóż to za postać, jakaż sapiencja
Cóż to za skurwiel, czy wie kto?
Przecież to Jego Magnificencja
Zygmunt Rybicki, prorektor
...hej, prorektor

Wtem dziad się jakiś podnosi z krzesła
Ramol i prawie łysy
Wszyscy powstali, skandują: WIESŁAW! WIESŁAW! WIESŁAW!!!
Ten jest największy skurwysyn
...hej skurwysyn

Do tow. I sekretarza KC PZPR,
Władysława Gomułki

list otwarty

Choć nie masz już pod niebem naszym
Owego "Mośka" ani "Srulka"
...Gdzieś czasem "syjonista" straszy
Panu to wadzi, Herr Gomulka!?

Że tu chce umrzeć, gdzie się rodził,
Że Polskę mieni swoim losem —
Panu to wszak najbardziej szkodzi
Wiesławie, nasz Parteigenosse!

Już zwietrzył kołtun powiew nowy
W świeżą uzbroił go odwagę
Pański socjalizm, narodowy
Który rozwiąże Judenfrage

I tylko, jakby na ironię
Warknie ktoś z tamtej ciemnej bandy
Pańskiej się przyglądając żonie
— Więc pan popełnił Rassenschande??!!
Uwspółcześniona wersja rozprawy

O skutecznym rad sposobie

"Nie będziemy leczyć dogmatycznej grypy rewizjonistyczną gruźlicą"
Wł. Gomułka
(Sformułowania medyczne w zakończeniu utworu pochodzą z komunikatu po "ustąpieniu" Gomułki)

Długoletniej ufając praktyce
Pewien lekarz — mistrz wśród konsyliarzy
Rewizjonistyczną leczyć chciał gruźlicę —
Dogmatyczną grypę zlekceważył

A, że pacjent nie był nazbyt zdrowy
Medyk raźno zabrał się do rzeczy
Gospodarkę tknął paraliż postępowy —
Jednak mistrz gruźlicę jeno leczył

Bardzo się ów medyk zawsze boczył
Kiedy ktoś nieśmiało oponował
Choć rak neostalinizmu partię toczył
Wciąż gruźlicę leczył nasz konował

Widzą wszyscy — zbyt wysoka cena
Dzisiaj nikt lekarza już nie sławi
Związki Zawodowe przeżarła gangrena —
Tamten o gruźlicy tylko prawi

Najpierw mięsa wzbrania, potem głodzi
Pacjent niedomaga, słabnie, psioczy
Aż poznali wszyscy, że kuracja szkodzi
Gdy jął lekarz krew z pacjenta toczyć

Powstał nagle pacjent zdjęty grozą
— Precz! — zakrzyknął — wynoś się do czarta!
Cóż się okazało — lekarz miał sklerozę
Niedowidział przy tym w jednej czwartej

Ta historia często się powtarza
Niech od dziś panuje więc zasada:
Byś miał pełne zaufanie do lekarza
I lekarza trzeba również badać

List obywatelski
zbowidowca Jaworskiego

w związku z projektem ustawy
o pasożytnictwie społecznym


Co to się dzieje w kraju naszym cudnym
Że co rok jakiś nowy dopust boży
Pierw "syjonista", potem hippies brudny
Dzisiaj pasożyt

Więc, gdy prawnicze dyskutują sławy
Jak tu nierobom zmącić życie sielskie
Chciałbym dać tutaj wyraz mej postawy
obywatelskiej

Na pasożytów mam ja swe sposoby
I własny projekt poddam pod rozwagę:
Zesłałbym wszystkie lenie i nieroby
W jeden konc-łagier

Bo w Oświęcimiu, kiedy byłem "kapo"
(Za co mi ZBOWiD piękny przyznał order)
Jak taki nierób nie chciał ruszyć łapą —
To ja go w mordę

Niejeden także, co od pracy stroni
Wrogie miazmaty chętnie sączy z kawą
Teraz się taki dłużej nie obroni
Ciach go Ustawą

To jest właściwy i skuteczny sposób
A wszystko inne — blaga bałamutna
Proszę mojego nie przeoczyć głosu
Jaworski z Kutna

Odezwa Komitetu Centralnego KPZR
do twórców radzieckich

Harde szczeniaki, literacka bando,
Już was od dzisiaj weźmiemy za twarze
Będziecie pisać grzecznie, pod dyktando —
Jak Partia każe!

Ty, choć lojalny, lecz trochę zanadto
Śmiałeś wychylić się w tym "Babim Jarze"
Od dzisiaj, chłopcze, pisać będziesz za to
Jak Partia każe!

I wy tam również, niechlujne gagatki
"Abstrakcjonisty", brodaci malarze —
Dalej malować strojki "Siedmiolatki"
Jak Partia każe

Ty, coś studiować chciał dodekafonię
I dźwięków szukać w czwartym gdzieś wymiarze —
Państwowo-twórcze układaj symfonie,
Jak Partia każe

A teraz wszyscy — do roboty, nuże!
A niech się który wychyli, gówniarze —
Zaraz przekona się na własnej skórze
Jak Partia karze!!!

Kraj Rad w polskiej twórczości ludowej

Już przyszedł maj, już kwitnie kwiat
I słychać słowicze znów trele
— Ach, jaki piękny jest ten świat
...Ze Związkiem Radzieckim na czele!
(pieśń gminna)

Jeż bawi wzrok, czołg pieści słuch
I wuj ma przyjechać w tym roku
Bezpieczny świat, spokojny duch
...Ze Związkiem Radzieckim u boku!

Rozrabia miś, czatuje ryś
W krąg szerzy się miła rozpusta
Jakże ci, miła, pięknie dziś
...Ze Związkiem Radzieckim na ustach!

Piosenka radzieckiego sojusznika

(Wolny przekład z Bułata Okudżawy)

Pod tyłkiem helikopter, w ręku mapa
Rakiety, amunicja, bomby, napalm
Kto rzekł, że w socjalizmie nie ma królów?
Tyś królem jest w Kabulu, w Kabulu

Zadanie znasz i znasz koordynaty
Na cztery wioski zrzucisz dziś granaty
Posłałeś wroga poza krańce bólu
Nagrodzą cię w Kabulu, w Kabulu

Drobiazgów z góry dostrzec się nie zdoła
Cóż zresztą za różnica — dom czy szkoła?
Zawrzało w dole, jak w rozbitym ulu
...Wypijesz dziś w Kabulu, w Kabulu

Choć kamień na kamieniu nie zostanie
Ty bronisz Kraju Rad... w Afganistanie
Zabijaj, pal — myślenia nie symuluj
Wszak po toś jest w Kabulu, w Kabulu

Raport służbowy

Generale!
Sytuacja pod kontrolą
Generale!
Dołożyliśmy robolom
Generale!
Co z produkcją? Nie wiadomo
Generale!
Tam nie mogę posłać ZOMO!

Generale!
Na kopalniach model wschodni
Generale!
Ryją siedem dni w tygodniu
Generale!
Mamy dobrych garść wyników
Generale!
...no to co, że trzech górników?

Generale!
W nauce wichrzą jakieś chłystki
Generale!
Tam by trzeba ostrej czystki
Generale!
By uczonych leczyć z buty
Generale!
Profesorów brać w rekruty

Generale!
Do kaprali dla nauki
Generale!
Wypełnimy również luki
Generale!
Nasze hasło od tej pory
Generale!
— Podoficer w profesory!

Generale!
Z pisarzami wciąż problemy
Generale!
Dobraczyński? Owszem, wiemy
Generale!
Taki pisarz dosyć słynny...
Generale!
Nie tak łatwo znaleźć innych

Generale!
Trochę lepiej poszło w prasie
Generale!
Nowy związek stworzyć da się
Generale!
Zdolnych mało, bądźmy szczerzy
Generale!
Za to piszą, co należy

Generale!
Chłopcy wiedzą, co jest grane
Generale!
Wyszedł numer z tym Urbanem
Generale!
My jesteśmy prawie czyści
Generale!
Winni będą znów "cykliści"

Generale!
Znowu tłumy na ulicy
Generale!
Żydzi oraz katolicy
Generale!
Przegonimy ich od razu
Generale!
Jak im damy trochę gazu

Generale!
Tutaj wszystko jak należy
Generale!
Dość milicji i żołnierzy
Generale!
Lecz, czy aby tam u steru
Generale!
Nie za mało oficerów?

Generale!
Co się dzieje tam na górze?
Generale!
Znowu burdel w Politbiurze
Generale!
Oni tylko dziobem kłapią
Generale!
Dupę trują i nie łapią

Generale!
Każdy z nas się mocno stara
Generale!
Żeby było, jak w koszarach
Generale!
Ład! Porządek!! Dyscyplina!!!
Generale!
Wzorem Moskwy i Berlina

Generale!
Tutaj szkoda każdej chwili
Generale!
Czas wypieprzyć tych cywili.
Generale!
Jeden z drugim tylko gada
Generale!
...a..., rozumiem — ambasada...

Generale!
W tym kierunku wszystko czynię

...Generale?!
Ktoś się włączył nam na linię
Generale!
Nie możemy wszystkich zgarnąć!...

Generale!
Tutaj mówi "Solidarność"!

Nie zdarzyło się to w Chile...

Pamięci Grzegorza Przemyka

Nie zdarzyło się to w Chile
Nie zdarzyło w Argentynie
Gdzie u władzy są "goryle"
Gdzie bez śladu człowiek ginie

Na pewno się dowiemy
Iż wina w tym niczyja
Że zginął Grzesiek Przemyk
Jak, przed nim, Staszek Pyjas

W komunikacie będzie
Ze chłopiec był pijany
"Gliniarzy" bił w komendzie
I głową tłukł o ściany

Lecz, gdy go prali pałą
W tej policyjnej budzie
Wprost wierzyć się nie dało
Ze bić tak mogą ludzie...

Śnił Grzesiek o wolności
I dla wolności padł
Zmiażdżone miał wnętrzności
...miał dziewiętnaście lat

Nie działo się to w Chile
Nie działo — w Argentynie
Gdzie wyjdzie ktoś na chwilę
I już bez śladu ginie

Więc świat wyciągnie wnioski
Że próżny hałas cały
Bo Kiszczak i Rakowski
To przecież "liberały"

Wszak Polska to, Ludowa
Rzecz nasza, Pospolita
Gdzie wolno dziś katować
Gdzie wolność dziś zabita

A Grześ żył dla wolności
I dla wolności padł
Zmiażdżone miał wnętrzności
...miał dziewiętnaście lat

Gdy potomność sławić będzie
"Zbawców ludu" godny poczet
Wtedy staną w jednym rzędzie
Jaruzelski i Pinochet

Państwo im zawdzięcza trwanie
Oraz ład obywatelski
Więc w historii pozostanie
Z Pinochetem — Jaruzelski

...A Grześ żył dla wolności
I dla wolności padł
Zmiażdżone miał wnętrzności
...miał dziewiętnaście lat

Itaka

Gdy w życie wkracza człowiek młody
Dylemat czyha nań u startu
Przystani szukać — niby Odys,
Czy — jak Don Kichot — szukać fartu?

Odysie, powiedz, gdzie Itaka?
Gdzie, Don Kichocie, ślad wiatraka?
Wszędzie tylko cień tajniaka
i M.K.K..., i M.K.K...

Gdy niejednemu wszystko zwisa
To w drugim siedzi takie licho,
Że w sobie trochę ma z Odysa
I trochę to w nim tkwi Don Kichot

Odysie, powiedz, gdzie Itaka?...

I błądzi człowiek bez paszportu
Gdy ideały legły w gruzach
Czy — tak, jak Odys — szuka portu,
Czy — jak Don Kichot — szuka guza

Odysie, powiedz, gdzie Itaka?...
 
Może wołają go marzenia,
Może charyzma apostolska
Póki wiatraki — to więzienia
Itaka zaś to właśnie Polska

Odysie, powiedz, gdzie Itaka?...
Gdzie, Don Kichocie, ślad wiatraka?
Nie boimy się tajniaka
Ni M.K.K., ni M.K.K.

(M.K.K.: Mały Kodeks Karny)

Do "Angrymana"

Żeś taki "gniewny" — możesz krzyczeć jeszcze głośniej
Że widzisz wokół tyle świństwa, tyle zła —
...Lat kilka minie i z ciebie też wyrośnie
Mały mieszczuch, "petit bourgeois"

Nie bez kozery
Dziś — taki gniewny
a jutro — "bourgeois" —
Rezultat pewny
Jak to, że dwa i dwa
To zawsze cztery

— My awangarda! — twoje hasło, tym się chlubisz
Dla ciebie reszta — albo nędzna, albo mdła
...Lat kilka minie i "Przekrój" też polubisz
...i operetkę — sowsiem kak burżua

Nie bez kozery...

Dwadzieścia lat przeminie, niby z bicza trzasnął
I od mieszczuchów cię zwymyśla wreszcie syn
...A ty przypomnisz sobie wtedy młodość własną
I może mu odpowiesz też refrenem tym...

...a może nie! Może całkiem inaczej

Do ciężkiej cholery,
Czy wszyscy gniewni
Będziemy "bourgeois" —
Nie bądźcie pewni
Bo czasem dwa i dwa
...to czterdzieści i cztery!

Przepraszam, trochę się uniosłem,

Bądź ze mną szczery —
Dziś jeszcze "gniewny"
Lecz jutro "bourgeois"
Rezultat pewny
Bo jednak dwa i dwa
To zwykle — cztery

Jutro i dziś

W hotelach robotniczych
W musztardówkach parzymy herbatę
Wdzięczny lud nam to kiedyś policzy
I w pomnikach wyrazi zapłatę
Nową Hutę myśmy stawiali
Petrochemię, Turoszów, Tarnobrzeg;
Wiemy — jutro będzie socjalizm!
Wiemy — jutro będzie nam dobrze!
Entuzjazmem napawa ta myśl
Ale jaki jest program na dziś!

— Co tam dziś — ważne jest jutro!

Jutro każdy mieć będzie domek z ogródkiem
Ani jednej pluskwy w całym domu!
...Dzisiaj możesz iść tylko z kolegą na wódkę
Lub dziewczynę ściskać po kryjomu...

Ale jutro masz za to, na lato — Balaton!
Zimą — Giewont, Krupówki i narty!
...Dziś masz dychę w kieszeni, do kina idź za to
Albo w ciemnej świetlicy graj w karty
Albo słuchaj przez głośnik, jak wzrosła znów krzywa

...Najważniejsza wszak jest — perspektywa!

Róża

W pejzażu szarym i sennym
W zatęchłym kącie podwórza
Zdarzył się fakt niecodzienny:
Zimą — zakwitła róża
Eksplodowała szkarłatem
— Toż to sensacja niezdrowa
Coś w tym być musi, a zatem
Trzeba to zinterpretować!

Różo, różo, rozkwitaj szkarłatnie
Drwij, gdy mówią, że teraz nie pora —
Konsekwentny człek musi być, kwiat — nie!
Wszak tyś róża a nie metafora

— Kto róży na to pozwolił?
— Jakie uwiodło ją hasło?
Zaczęto szukać symboli
(Kilku je zaraz znalazło)
Niejeden dobrze jej życzy
I w duchu nawct wybacza
Lecz głośno przy tym krzyczy
Że rzeczywistość wypacza!

Różo, różo, rozkwitaj szkarłatnie
Choć pyskaczy otacza cię sfora
Lecz niejeden mądrala się natnie
Boś ty róża, a nie metafora

Trwały narady i scysje
(Jeden drugiego już kąsa)
Zwołano cztery komisje
...a róża stoi w pąsach
Pisano naukowe dzieła
Zdemaskowano ją sprytnie;
W końcu cholera ich wzięła
...a róża kwitnie i kwitnie

Różo, różo, rozkwitaj szkarłatnie...
Państwo próżno czekacie na morał
Nic nie zmienią tu słowa ostatnie —
Wszak to róża, a nie metafora

...a zresztą kto ją tam wie?

Marsz półinteligentów

...inteligenci...

O nich głośno w dzień świąteczny i powszedni
Lud ich kocha, za ich zdrowie lud się modli —
My jesteśmy niekochani, prawie wredni
My jesteśmy nieprzyjemni, prawie podli

Nigdy nikt dobrego dla nas nie ma słowa
Towarzyszy nam zgorszenie i odraza
Tamci, owszem, pojmujemy: nadbudowa
Ale kto baza, powiedzcie, kto baza?!

To my, półinteligenci
Proletariat peryferii intelektu
Jeżeli jeszcze dotąd świat się kręci
I stoi Pospolita Rzecz —
Nie tamtych przecież to zasługa, lecz
Nasz trud codzienny u podstawy legł tu
Zatem podejmij hasła tego treść:
PÓŁINTELIGENTOM — CZEŚĆ!!!

Nie żądamy, by nam pomnik kuto w złocie
By Putrament pisał o nas swe powieści
Nam za cokół starczy molo, to w Sopocie
Naszych marzeń szczyt pod willi dach się zmieści

Wam się zdaje, żeście od nas wyżsi duchem
Że wy taki znów patrycjat umysłowy
Dnia któregoś prawda łupnie was obuchem
gdy ktoś zapyta: powiedzcie no KTO WY??

To wy — półinteligenci
To wy — półinteligenci
To wy — półinteligenci...
...To wy
...To wy
...To wy

Czternaście kilometrów

Czternaście kilometrów zostało im do miasta
Godzina była późna, dziesiąta, jedenasta...
Czternaście kilometrów zostało im do miasta
Tam czekał na nich nocleg, czekała tam kolacja

Ruch spory był na szosie
z week-endu wracał naród
Lecz nikt się nie zatrzymał,
by wziąć włóczęgów paru
Choć często w samochodach
miejsc wolnych było sporo
Lecz wieczorową porą
człowieka nie zabiorą

Czternaście kilometrów, to kwadrans samochodem
Lecz trzy godziny, jeśli przejść musisz na piechotę
Czternaście kilometrów to spory kawał drogi
Gdy plecak masz na barach, gdy masz otarte nogi

Machali książeczkami
z nadzieją beznadziejną
Gdy wozy na wpół puste
mijały ich kolejno
Mijały ich "syrenki",
mijały ich "trabanty"
Mijały ich dwusuwy,
mijały czterotakty

Czternaście kilometrów zostało im do miasta
Znużeni legli w rowie i w rowie świt ich zastał
Czternaście kilometrów... więc poszli na piechotę
i nie w kierunku miasta ruszyli... lecz z powrotem

"Burżujka"

Poszedłbym naprzód, ruszyłbym przebojem
Powodów przecież widzę dosyć wokół
Wszystko bym zmienić chciał..., ale się boję —
teraz, gdy tyle przede mną widoków
Kiedy mi z Tobą tak dobrze we dwoje
Więc — choć wściekłość mnie skręca
Choć mnie pasja zachęca
Chociaż wiem — nadszedł czas!
...pas

To "pas" — to właśnie jest "burżujki" krok
"Burżujka" — nowy taniec, nowy szał!
Rzuć resztę, tańcz "burżujkę", a za rok
Samochód i mieszkanie będziesz miał
Choć gówniarz i narwaniec
Zapewniać by cię mógł
że to nie żaden taniec
że to — niedowład nóg
Panowie oraz panie
Przećwiczmy owo "pas"
— "Burżujka", nowy taniec
Voila!

...Kiedy mi z Tobą tak dobrze we dwoje
Kiedy Twój oddech ogrzewa mnie nocą
patrzę Ci w oczy... i zamykam swoje
...i nic nie widzę. Znowu bić się? Po co?
Na cóż nam nowe potyczki i boje

Ideały młodzieńcze?
Niepokoje wewnętrzne?
Problem dobra i zła?
...pa!

To "pa" — to właśnie jest "burżujki" takt
Spokojnie i statecznie; porzuć lęk
Nie zbawisz świata, wszak to znany fakt
Więc wkoło mów, że bezruch też ma wdzięk
...i drzemka po obiedzie,
sza, ...hałas — zdrowia wróg!
"Burżujka" w przyszłość wiedzie
Najgładszą z wszystkich dróg
Więc jeszcze przed rozstaniem
Przećwiczmy owo "pas"
— "Burżujka", nowy taniec
Voila!

Jedziemy w świat!

Właśnie zdany ostatni egzamin
Właśnie padła ostatnia przeszkoda
Wszystkie troski kłopoty za nami
Czeka lato i słońce i woda

Leje się z nieba upał południa
Pakuj plecaki, jedziemy w świat!
...Siedzą ci z Marca, siedzą ci z Grudnia
jeszcze posiedzą tak parę lat

Na spacerniku mur z każdej strony
W celi więziennej półmrok i chłód...
Wiatrem pijany, słońcem spalony
Prujesz pod żaglem bezmiary wód!

Cały świat się do ciebie uśmiecha
Paszport ciąży w kieszeni tak błogo
...Pomyśl o tych co nie mogą jechać
Pomyśl o tych co wrócić nie mogą

Siedzą ci z Marca, siedzą ci z Grudnia
Jeszcze posiedzą tak parę lat...
Leje się z nieba upał południa
Pakuj plecaki, jedziemy w świat

Wiatrem pijany słońcem spalony
Prujesz pod żaglem bezmiary wód
...Na spacerniku mur z każdej strony
W celi więziennej półmrok i chłód

Napisz do nas!

Znów się szef na ciebie zeźlił,
Zupa była przesolona,
Szynki dzisiaj nie dowieźli,
Podrożały winogrona...
— napisz do nas!

Ktoś potrącił ciebie w tłoku,
Zakład planu nie wykona —
Po raz trzeci w ciągu roku
Premia będzie obniżona...
— napisz do nas!

Napisz do nas, póki gniew twój jeszcze świeży
Napisz do nas — wszystko możesz nam powierzyć
Napisz do nas; wtedy łatwiej znieść i przeżyć
Napisz do nas, na twym liście nam zależy
Możesz nawet nie podpisać się pod spodem
Imię swoje zaszyfrować możesz kodem
Napisz do nas — dyskrecja zapewniona
Napisz do nas!
Napisz do nas!
Napisz do nas!

Kiedy awans cię ominie,
Który wcześniej przyrzeczono,
Gdy film nowy ujrzysz w kinie
Gdzie świętości pohańbiono...
— napisz donos!

Gdy asystent cię wyrzuci,
Gdy ktoś inny z twoją żoną,
Gdy nie ulży nikt twej chuci
Nie przygarnie cię na łono...
— napisz donos!

— Napisz donos, póki gniew twój jeszcze świeży...

Orientuje się na prawo

Słodkie życie u Kąkola
Kur wie dobrze i Osiadacz
Za wierszówkę leci dola
Czyś ty Gontarz, czyś ty Szpada

Paragrafem ciach przez prasę
Tego po łbie, temu kadzić
Temu można wytknąć rasę
Innym szpilę można wsadzić

A kołtun bije brawo
I wznosi pięść w zachwycie
Bo pachnie to rozprawą
Bo zwęszył mordobicie
Za jatką tęsknisz krwawą?
Orientuj się na prawo
Orientuj się na "Prawo...
...i Życie"

Syjonistom — wolna droga
Rewizjonizm już nie bawi
A gdzie wróg jest!? Nie ma wroga!!!???
— Kąkol zaraz to naprawi

Długowłosym zgaśnie słonko
Bij hippiesa, jeśliś Polak
Tak ci każe docent Kąkol
Bo to rola jest Kąkola

A kołtun bije brawo... (itd.)

Koniec cytatu

Najchętniej spocząłbym na jakiejś gdzieś Laurze
I oblókłbym się w kokon chwały tudzież pleśni
Lecz nadal trzeba robić przy literaturze,
W temacie — rzekłby Lech — poezji oraz pieśni

Wszak ja wybrańcem — z woli własnej, z łaski bożej
Przekażcie dalej! Niech się sława moja szerzy!
Choć piszę miernie, za to śpiewam znacznie gorzej
Wszelako gawiedź w posłannictwo moje wierzy

Zaś pewna pani w oczach moich widzi zodiak
I skrzętnie zbiera wszystkie myśli moje złote
Ja jej nadaję o Wysockim per "Wołodia,
Wiesz, ten co śpiewał, że na wilki ma ochotę."

Orkiestra marsza! Tylko ostro, kto tam ziewa?
Może być zresztą nawet tango jakieś stare
Że grają dobrze? Nic nie szkodzi, JA zaśpiewam
Bylebym słyszał jakiś puzon, czy gitarę

Urzekam równo jajogłowych i kołtuna
Charyzmą zwie to radio, TV i gazety —
Tak mało trzeba, by za wielkość robić u nas
Choć pleciesz — rzekłby Lech — cytuję: jakieś bzdety

...koniec cytatu
Sztokholm, 7 września 1990

Dziejów PRL skrót błyskawiczny

Towarzysz Bierut mężem stanu wielkim był
To on reakcję rozbił w drzazgi, w proch i w pył
To on Gomułki spisek zgniótł
On wieś do socjalizmu wiódł
Więc naród kochał go ze wszystkich swoich sił

Lecz kiedy Bierut w kwiecie wieku nagle zgasł
Pojęli wszyscy, że oszukał niecnie nas
Gomułka był niewinny wszak
Sprawiedliwości było brak
Więc w październiku rozrachunku nadszedł czas

Towarzysz Wiesław miał wymowy złoty dar
Rozniecał w sercach entuzjazmu wzniosły żar
On całą prawdę mówił nam
On tysiąc szkół zbudował sam
On syjonizmu hydrę z ziemi polskiej starł

Lecz kiedy w grudniu rozrachunku nadszedł czas
Towarzysz Gierek uświadomił rychło nas
Ze ten Gomułka to był kiep
Sklerotyk i zakuty łeb
I że miał w pięcie słuszny gniew roboczych mas

Towarzysz Gierek słabość ma do wielkich słów
Pożyczy forsy i nam da socjalizm ów
Będziemy teraz wszystko mieć
Robotnik kocha go i kmieć
(Przynajmniej prasa nas zapewnia o tym znów)

A naród słucha mądrych słów i światłych rad
I tak przeminie pewnie znowu parę lat
Towarzysz Y, X lub Z
Nam całą prawdę powie wnet
I kraj powiedzie jasną drogą Związku Rad

Kwitną niwy ojczyste...

Kwitną niwy ojczyste, ach kwitną...
Jest Franciszka dojarką wybitną
Zbych — to przodujący traktorzysta
Zbyszek normę wyrabia na 300!

Tak ich miłość zaczyna się czysta
A tu kwitnie w krąg ziemia ojczysta
A tu kraj się, co chwila, buduje
Rosną nowe talenty i huty
Nową lud rzeczywistość kształtuje,
Wróg klasowy chodzi, jak struty

Synek im się urodził, śliczny
Fakt radosny, optymistyczny!
Myślicie, że to Zbigniewa dziecię?
Otóż nie wiecie!
Nie, nie, nie po trzykroć
Choć niektórym łotrom będzie przykro
Tam, za oceanem i w Londynie
Ja raz jeszcze twardo powiem — NIE!

Bo to dziecię całego ludu,
który zrzucił spleśniałe pęta
Bo to wynik wspólnego trudu
Robotnika, chłopa, studenta!

Rośnij dziecię, ciebie już nie gnietą
Ze zdobyczy naszych korzystaj
Rośnij dziecię, zostań poetą!
...lub niech z ciebie będzie — traktorzysta
Rośnij dziecię — śmiało i zdrowo
Ci na chwałę — Polsko Ludowo!

Konwalie

Towarzysze!
Ja w sprawie konwalii:
Skończyć z wiosną czas,
gdy idzie
NOWE!
Zamiast bzów —
więcej węgla
i stali!
Zamiast róż —
więcej cegły
...na głowę


Koleżanko,
wątpicie?
Jak to?
Wiosna to przeżytek,
wsteczne echo
Zgłuszy śpiewem swym
towarzysz Traktor
Reakcyjny
słowiczy
rechot


Dość!
czekania na socjalizm
w łóżku!
Komu straszna
burżujska grypa?
Nas,
poetów
towarzyszu pastuszku
Pędź
przed sobą!
w słońce!!
na wypas!!!

List załogi zakładów
im. Przyjaźni polsko-czechosłowackiej
w Suwałkach
do czeskich i słowackich braci

Znów się klasowa zaostrzyła walka
I właśnie w sprawie tej zwołano wiec
Piszemy do was, z fabryki w Suwałkach
Inspiratorzy antypolskich hec

Piszemy do Was, pełni dobrej woli
Gotowi wam odpuścić każdy grzech,
Lecz nikt w Suwałkach, nigdy nie pozwoli
By bez cenzury Słowak żył lub Czech

Nam trudno pojąć, drodzy przyjaciele
Że naród wasz, moralnie dotąd zdrów
Pyskuje dziś za głośno i za wiele
Co najmniej o te "Dwa tysiące słów"!

I nawet bezpartyjny obywatel
W klasowy, spontaniczny wpada gniew
Gdy Hajek chce Suwałki, wraz z powiatem!,
przyłączyć do zachodniej NRF

A jeszcze się tutejszy naród gniewa
Że Dubczek popularny u was zbyt
On za nic ma Gomułkę i Breżniewa
Pewnikiem "syjonista", czyli Żyd

Wy oglądacie świata obraz krzywy
Bo we łbach wam zawrócił Ota Šik
Dopiero my, z suwalskiej perspektywy
Optykę waszą poprawimy w mig

Nasz zakład nie dopuści żadnej schizmy
Nie ścierpi za nic, by osłabła więź
I w "ludzką twarz" praskiego socjalizmu
Suwalską, robociarską wsadzi pięść

Sąsiedzi drodzy z południowej flanki
Na zdrowym ciele stanowicie wrzód
Lecz my w odwodzie mamy szybkie tanki
Co Blitzkrieg uskutecznią w piat' minut!

I wnet poznacie, jak karzemy zdradę
Gdy całkiem, jak trzydzieści temu lat
Pójdziemy na Zaolzie... i na Hradec
Gdzie był już z nami raz niemiecki brat!

Już wspólna nasza akcja się rozwija,
By was uwolnić od wolności zmor
— NIECH ŻYJE I ROZKWITA NASZA PRZYJAŹŃ
DA ZDRAWSTWUJET WARSZAWSKIJ DOGOWOR!
— NIECH ŻYJE I ROZKWITA NASZA PRZYJAŹŃ!
DA ZDRAWSTWUJET WARSZAWSKIJ... zagowor...

Opowiadanie o Leninie

wg. M. Zoszeczenki

Przyjdźcie, dziatki, na chwileczkę
Kasiu, Jasiu i Helenko
A poczytam wam książeczkę
Którą spisał pan Zoszczenko
(...a wydała "Nasza księgarnia" w duuuuużym nakładzie)

Siądźcie tutaj, pod modrzewiem
Co tak pięknie się zieleni
...Żył raz sobie chłopiec pewien
Wszyscy nań wołali — "Lenin" (...Lenin!, Lenin!!!)

Zgrabna postać, miła buzia
Bystre oko, czujne uszko —
Choć ten Lenin był łobuziak
Ale złote miał serduszko

Kołysankę mama śpiewa
Nocne niebo księżyc złoci
Lenin łzami się zalewa
Bo karafkę rozbił cioci (...i nie przyznał się, smyk, od razu!)

Do pokoju, do ciemnego
Wchodził śmiało, bez obawy!
I braciszka maleńkiego
straszył Lenin dla zabawy

W szkole pilnym być się starał
Przeto zdobył moc medali
Ale, że nie kochał cara
Z uniwerku go wylali (...no, zupełnie jak u nas w 1968 i później)

Jednak uczył się nocami
Tak, że, w końcu, coś tam umiał
Kiedy wreszcie zdał egzamin
To się sam minister zdumiał (...naprawdę!)

Gdy zobaczył, że palenie
Jego mamę bardzo smuci —
"— Przebacz, mamo!" — woła Lenin
...i palenie zaraz rzucił

Tam w Szwajcarów wolnej ziemi
Gdzie wysokie wkoło góry
Żył na emigracji Lenin
W bardzo sławnym mieście Zürich

Z "Iskry" płomień tam rozniecił
I po górach spacerował
A, że bardzo kochał dzieci
Więc zabawki im kupował (...a właściwie skąd miał pieniądze?)

Lenin wojnę sobie chwalił
(Choć był w pismach przeciw bombom)
...Więc do Rosji go posłali
Opatrzywszy wagon plombą (...ale o tym pan Zoszczenko nie napisał!)

Rewolucję zrobił w Rosji,
Porozmawiał z pewnym zdunem,
W oczach cioci Teodozji
Zdobył podziw i szacunek!

Umarł, lecz nie płaczcie, bowiem
Czasu wiele nie upłynie —
I znów chętnie wam opowiem
O wujaszku, o Stalinie...

Czapajew

W Paryżu — Zachód blichtrem mami
W Paryżu, tydzień przed świętami
W Paryżu giełda znów notuje zwyżkę
W Paryżu płynie świateł rzeka
W Paryżu... Baśka na mnie czeka
W Paryżu wreszcie spotkam tego Miszkę

Przepiękne listy Baśka pisze
Wspomina w listach często Miszę:
— Polubisz Miszkę!" — pisze, ja się krzywię
Ja wiem że Baśka nie jest święta
Lecz Baśka tęskni i pamięta
Uparcie, mocno, wiernie i prawdziwie
...Baśka, Baśka...

Pod wieczór Miszka sam się zjawia
Podaje rękę, flaszkę stawia
A Baśka już napełnia trzy kieliszki
Gdy ja do niego w ruskiej mowie
On po naszemu mi odpowie;
No, żałuj, żeś nie słyszał wówczas Miszki

Jewreje, Lachy i Moskale
Kłębili się w pijanym szale
Choć żaden z nas doprawdy się nie upił...
Ja o Dzierżyńskim mu nadaję
A on mi o tym, jak Czapajew...
...I wtedy już mnie całkiem Miszka kupił
...Miszka, Miszka...

— Czapajew z Piet'ką w boju byli,
Bezlitośnie białych bili,
Ginęli ludzie wkrąg, padały konie...
W końcu białych rozpieprzyli
Zsiedli, zjedli i wypili
I zmęczone nogi moczą w Donie

Powiada Piet'ka — Wasyl Iwanycz,
Ja już świadomy, oczytany
Mnie przy was — jak na uniwersytecie;
Ale powiedzcie mi, na Boga
Skąd więcej brudu — na waszych nogach? —
Czapajew na to — Starszy jestem przecie
...Piet'ka, Piet'ka

A potem wpadłem raz do Marka
Był jakiś koniak, jakaś "starka"
Marek też za kołnierz nie wylewa;
Ja powiadam — Słuchaj, stary
Ty znasz przecież cały Paryż
Pewnie znasz i Miszkę Wasiliewa

— Znam go świetnie — Marek na to
Miszkę kochałbym jak brata
Lecz tu drobny kłopot — dasz mi wiarę?
Miszka, to jest sprawa czysta
Miszka to jest KGB-ista
Smutne to okropnie — mówi Marek
...Marek, Marek...

Tu we mnie jakby grom uderzył;
Markowi przecież muszę wierzyć
A wierzyć mu tym razem nie mam chęci...
Co miesiąc zjawia się w Warszawie
I mówią tak rosyjscy dysydenci

W Paryżu światła w noc nie gasną
W Paryżu zawsze w knajpach jasno
W Paryżu, na premiery, gawiedź wali
W Paryżu świt nad miastem wstaje
W Paryżu... z Piet'ką już — Czapajew!
...Wart, kurwa, Paryż mszy — rzekł kiedyś Galicz
...Galicz, Galicz...

Towarzyszu Stalin...

Juz Aleszkowski
tłum. Natan Tenenbaum

Z was wielki człowiek, towarzyszu Stalin
Któż, tak jak wy, osiągnął wiedzy szczyt?
...A mnie, po prostu, wzięli i zesłali
Choć ani ja trockista, ani Żyd

Zmyślone winy myśmy wyjawiali
W sprawiedliwości złudny wierząc blask
Ufaliśmy wam, towarzyszu Stalin,
Jak sobie już nie ufał żaden z nas

A za co siedzę — nie wiem, słowo daję
Choć prokurator srogich żądał kar
...I oto siedzę w Turuchańskim kraju
Gdzie was, przed laty, więził niecny car

I oto siedzę w głuszy syberyjskiej
Gdzie mróz i zamieć ludzi zmienia w głaz
A ja pojmuję dobrze, że to wszystko
Rezultat zaostrzonej walki klas

To deszcz, to śnieg, to burza się przewali
Czternaście godzin w tajdze drzewo rąb!
...Wyście tu z "Iskry" płomień rozniecali
Dziś, dzięki wam, mnie łatwiej znosić ziąb

Poeci wielcy ody do was piszą
I cały naród śle prezenty wam
...a tu Petrarkę czyta towarzyszom
Zesłaniec nędzny, Ośka Mandelsztam

W dalekiej Moskwie Kreml się wznosi stary
Po nocach wy czuwacie ponoć tam
Gdy tutaj my zwalamy się na nary;
Bezsenność wodzów nie dokucza nam

A wczoraj znów kolejny wypadł pogrzeb
Biedaków dwóch nie okrył szkarłat flag
Choć jeden z nich Lenina znał zbyt dobrze,
Drugiemu — piątej klepki było brak

Sto lat nam żyjcie, Towarzyszu Stalin!
I każdy z nas, zdychając, będzie rad,
Że, z jego śmiercią, wzrośnie podaż stali
Na głowę współmieszkańca Kraju Rad!

Carmangola

prof. Stefanowi Mellerowi

Niechaj się stanie ludu wola!
Niechaj tyranów runie dom!
Niechaj rozbrzmiewa carmagnola!
Niech Marsylianki huczy grom

Zadymę większą wspólnie zróbmy —
Lud niech ma bal, Historia — żer
Maksymilianie Nieprzekupny
Obywatelu Robespierre!

Zwróć ku mnie, bracie, twarz swą czerstwą,
W radosny, siostro, ruszmy tan!
Dziś WOLNOŚĆ, RÓWNOŚĆ I BRATERSTWO
Święci zwycięski Trzeci Stan

Tymczasem zaś Wandeję łupmy,
Na gilotynę ślijmy kler
Maksymilianie Nieprzekupny
Obywatelu Robespierre!

Oczy szeroko miej otwarte —
Wróg ciągle spiski knuje gdzieś
Szczęściem porucznik Bonaparte
W Tulonie wrogom sprawi rzeź

Nic, że się wkoło piętrzą trupy
Póki ty krzepko dzierżysz ster
Maksymilianie Nieprzekupny
Obywatelu Robespierre!

Spójrzcie, jak pięknie w wannie krwawi
Republikańskiej cnoty wzór,
Niech to uwieczni malarz David
Nim Cesarz wezwie go na dwór

Już ścięty łeb Dantona butny
Na szafot tobie czas, mon chér,
Maksymilianie Nieprzekupny
Obywatelu Robespierre!

Choć pomni Francja swego syna
Mało wspomina o nim świat
Komu dziś straszna gilotyna
I hekatomba tamtych lat

Gdy znamy saldo Trzeciej Rzeszy
Stalina ład w ZSRR
Twój Wielki Terror tylko śmieszy
Obywatelu Robespierre!

Miłość klasy

Mózg klasy,
Siła klasy,
Sprawa klasy,
Chluba klasy —
Oto, czym jest Partia!

napisał kiedyś Włodzimierz Majakowski,
po czym strzelił sobie w głowę.

...a miłość klasy?

Kocha nasza klasa cała
Towarzysza Generała
Wańdzia, Jasio, Tadzik, Zocha
Nawet Jędruś też go kocha
Kasia, co ma tatę w PRON-ie
To z miłości niemal płonie
A Dorotka, chociaż mała
Chętnie by mu buzi dała
On tak mądrze krajem włada,
Dzięki niemu deszczyk pada
Za to powódź — dobrze wiemy!
Zawsze dziełem jest ekstremy!!

Klasa też miłością pała
Do podwładnych Generała
Ma Generał wokół ludzi
Z których każdy miłość budzi
Lecz najbardziej klasa cała
Kocha swego Generała
Wczoraj znów odwiedził Ustkę
I do Moskwy ma przepustkę
A przyjaźń polsko-radziecka
Troską jest każdego dziecka

Józio gderał, bo wyszperał
Ze Generał jest "l i b e r a ł"!!!
Klasa cała aż zawrzała:
— Nie rób wała z generała!

Wrogów podszept na nic zda się
Jak z ich planów nic nie wyszło
— Generale, w naszej klasie
Twojej Polski jasna przyszłość!
Toś Ty nam otworzył oczy,
Tyś opieką nas otoczył
...Doktor dba o nasze zdrowie
Przyjdzie, rzuci ciepłym słówkiem:
— Zosiu, jak twe wodogłowie?
— Szkoda, Jasiu, żeś półgłówkiem...

Cieśniny duńskie

Czy sprawił złośliwy to figiel,
...że walczyliśmy wiekami o dostęp
do morza, o to okno na świat, a tu

Półwysep jutlandzki, jak rygiel
...blokuje nam wyjście z Bałtyku,
czyniąc zeń nieomal zamknięte jezioro.
Ale tylko — nieomal...
Bo proszę spojrzeć, śmiało unieść skroń
Tam wyżej, patrz, błękitna wody toń!

Cieśniny duńskie, cieśniny duńskie
To nasze okno, nasza brama na ten świat!
Cieśniny duńskie, cieśniny duńskie
Jak pięknie brzmi i Skagerrak i Kattegat!
Cieśniny duńskie, cieśniny duńskie!
Tamtędy płynąć można naprzód albo wspak
Cieśniny duńskie, cieśniny duńskie!
Ja kocham Was i Kattegat i Skagerrak!

Strach myśleć, że kiedyś, za lata
...proces integracji europejskiej
spowoduje, że Dania połączy się
z Norwegią lub Szwecją za pomocą...
grobli
I zamkną nam dostęp do świata
...Należy się już dziś zastanowić, co
— pomijając szereg innych problemów
uczynimy wówczas z naszym flagowym
transatlantykiem "Stefan Batory"?
Lecz wina lejcie, któż się smuci tam
Dopóki jeszcze pozostały nam...

Cieśniny duńskie, cieśniny duńskie...

Goczałkowice

Miłości grot w dwóch sercach naszych grzęźnie
I ty i ja — uczucia swego więźnie
Lecz przyszła nam rozstania straszna pora
Wyjeżdżam sam, ty robisz tu doktorat
Choć ból swój kruszę — serce mi się łamie;
Odjechać muszę — tam czekają na mnie...

Czekają na mnie Goczałkowice
W Goczałkowicach zapora-ogrom!
Tam się opinią cieszyłem dobrą
Już jako student, gdym był na praktyce
Więc dzisiaj, gdy już dyplom trzymam w dłoni
Posępny mus do Goczałkowic goni:

...stypendium fundowane

Czy się spotkamy jeszcze — któż to wie dziś?
Być może kiedyś wpadnę cię odwiedzić
A gdy i ty uczucia mi dochowasz
Ach, wtedy już zbyteczne będą słowa
Lecz, gdy w ramionach mych się zbudzisz rano
Usłyszysz znowu piosnkę dobrze znaną...

Czekają na mnie Goczałkowice
Tam, przed zaporą — ogromny zator
Turbina trzecia i generator
i zagrożone odcinki B i C
Mam przed dziesiątą pociąg — ledwie zdążę
A jechać muszę, póki mnie tam wiąże

...stypendium fundowane

Tango pokuty

W oparach grzechu gnije dusza chora
Dopóki jej zbawienny nie tknie wstrząs
Czas zmienić płytę, z rockiem skończyć pora
Nam teraz w inny przyjdzie ruszyć pląs

Tango pokuty
Ponure tango potępionych
Czarne, jak piekło
I ciężkie jak gruźliczy sen
Nie saksofony, gramofony, mikrofony —
Kościelne dzwony
Leitmotiw będą wiodły ten
Gdy grzechów skutkiem
Przybity jesteś i wypluty
Gdy ci ołowiem
Sumienie ciąży niby głaz
W świetlicach wiejskich
I na parkietach Nowej Huty
Tango pokuty
Zatańczyć spróbuj chociaż raz

Że nikt z nas nie był w spisku podchorążych
Że z nas nie wyrósł żaden z wieszczów trzech
Że pójść na Sybir żaden z nas nie zdążył —
Dziś pokutować trzeba za ten grzech

Że w te, ni wewte nie szliśmy z postępem
Nie Kolumbowie my z dwudziestych lat
Ominął nas skrzydlaty duch ZMP —
Więc dziś niech każdy tańczy rad-nierad

Tango pokuty...

Że się nurzamy wśród światowych uciech
Żyjemy ponad nasz duchowy stan —
Powszechnej dziś oddajmy się pokucie
W ten osobliwy uderzając tan

Tango pokuty...

Faustynek

Zadumałem się nad sobą przez moment
Skierowałem swe spojrzenie w głąb
Poraziła mnie swoim ogromem
Duszy otchłań... i myśli w niej kłąb
Jakieś lotne zwidzenia, chimery
Cień przeczucia; — a może to ja...?
Makrokosmos, czterdzieści i cztery
(To mój wiek, pomnożony przez dwa)
To ja — Faust atomowej epoki
Dziś mnie żadna potęga nie zmoże!
...ależ ja jestem głęboki,
Mój Boże!

Albo czasem mnie chandra nawiedza
Wracam myślą do dziecięcych lat...
Na cholerę mi ta wasza wiedza
Po co w ogóle ja jestem... i świat
Zapomnienia bym szukał... lecz po czym?
...Gdybyż przejrzeć tak siebie na wskroś
Może jakąś barierę przeskoczyć
Albo zwiać gdzieś... lub napisać coś?
Gdy się potem odwracam do ściany
to mi bliskie, to obce twe łono...
...ależ ja jestem skomplikowany,
no, no, no!

Przez godziny zadumy samotne
Gonię myśli, ...już chwytam, ...już mam
Lecz są takie subtelne i lotne
Że nie mogę ułowić ich sam
Aby siebie móc określić bliżej
Studiowałem, obok innych spraw,
Filozofię, psychoanalizę...
(Kilka razy przyśnił mi się Schaff!)
...Mądre księgi — i cóż komu po tym
Samodzielnie doszedłem do wniosku:
...ależ ja jestem kabotyn
po prostu

Niebo gwiaździste...

Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie
dr I. Kant

Człowiek się rzuca, człowiek się miota
Człowiek się wścieka na dobę sto razy
Bo z jednej strony — fizyczna ochota
Z drugiej zaś strony — moralne zakazy
Tylko nocą bezsenną i ciemną
Rozmyślam — jakby to było przyjemnie:
— Niebo gwiaździste nade mną,
Bezprawie moralne we mnie!

Wciąż nowe światy przed nami otwiera
Ta noc szalona, majowa, stugwiezdna
I coraz większej pewności nabieram:
— Doktorze Kant, chyba życia pan nie znał
Uczuć mocą niesiony tajemną
O nocnej porze ulatam nad ziemię
— Niebo gwiaździste nade mną,
Bezprawie moralne we mnie!

— No i właściwie o co cała chryja
Może byś wreszcie już zmieniła temat
Coś się pojawia, a potem przemija
Wpierw jest uczucie a potem już nie ma
Przestań dręczyć mnie skargą daremną
Sam dobrze wiem — postępuję nikczemnie;
— Niebo gwiaździste nade mną,
Bezprawie moralne we mnie!

Szwajcaria kaszubska

Uciekać pewnie już pragnąłeś wiele razy,
Rzucić to wszystko, w jakiś głuchy skryć się kąt
Gdzieś na uboczu znaleźć sobie jakiś azyl
...coś, jak Szwajcaria, choć to zbyt daleko stąd

Nie, ta Szwajcaria za daleko i za drogo
Lecz wyjście, choćby połowiczne, dla was mam
Bo do Kaszubskiej wszak Szwajcarii — wszyscy mogą;
Z Gdańska do Kartuz PeKaeSem, a już tam...

Cóż z tego, że w świecie są żółci i czarni
Że gdzieś tam polała się krew —
Ty siedzisz w zacisznej Kaszubskiej Szwajcarii
Wśród jezior, jesieni i drzew
Gdy miewasz czasami ambicji przerosty
A potem lądujesz na twarz —
Jedź między Kaszuby, lud szczery i prosty
...i tanio tam, to także zważ

Lecz bywa tak, że wkrótce nuda cię ogarnia;
Najbliższy pociąg, znów stolica, wpadasz w trans:
Rodzina, praca, wykład, teatr, mecz, kawiarnia...
Na wypoczynek ni na spokój nie masz szans

Znów wszystko toczy się nerwowym, zwykłym torem
...Aż nagle kraksa..., ostry kryzys..., jakiś kres...
A w takiej chwili miło myśleć, że wieczorem
Pociąg do Gdańska masz, a stamtąd PeKaeS

Jeziora i lasy Kaszubskiej Szwajcarii
To cały twój program na dziś —
Tajfuny, rebelie, ogniska malarii
...tam nawet nie sięga twa myśl
Gdy czasem zżerają ambicje cię głupie
A potem lądujesz na pysk —
Jedź wtedy w urocze kaszubskie zadupie
...i tanio tam, też pewien zysk

Ballada o dziadziu

Gdzie się wznosi starożytny Kalisz
Który dawniej Calisią był zwan
Mieszkał sobie pewien starszy pan
Co, jak pamięć sięga, miał paraliż

Przeglądając co dzień łamy prasy
Dzień za dzionkiem, przez okrągły rok
nieodmiennie swój kierował wzrok
Gdzie widniały sportowe zapasy

Dziadziu, dziadziu — czemu łza w twym oku błyszczy
Gdy sportowych laurów ci poskąpił los?
Bywa tak, że wiek — fizyczną sprawność zniszczy
Ale ducha nie pokona żaden cios!
Dziadziu, dziadziu — otrzyj oczy w ciepły pled
Jeszcze wielki dzień cię czeka, dziadziu, wnet!

Zgłębiał dziadzio ligowe tabele
Znał wyniki i tajniki gier
Wiedział, która drużyna gra "fair"
Która zaś, rywali gęsto ściele

Aż w mistrzostwach sportowych kibiców
Swoją wiedzą błysnął dziadzio tak
Ze rywali rozniósł w drobny mak
Ku radości wielkiej telewidzów

Dziadziu, dziadziu — czemu łzy w twym oku błyszczą
Czemu ci się podejrzanie łamie głos?
Tyś dał szkołę hartu woli innym mistrzom
Ciebie, dziadziu, nie pokonał żaden cios!
Dziadziu, dziadziu — gdyby każdy miał twój hart...

SPORTOWCY-INWALIDZI, NA START!

Temat-schemat

Próżno, twórco, rękawy zakasasz
Aby wzniosłej oddać się temat'ce
Jeśli bohaterem być ma rzeźnik albo masarz
Który co dzień mięso rąbie w jatce
Ja nie o tym, że "mięsna afera"
I, że ludzie, jak to ludzie, plotą
Bo wyobraź sobie żeś znalazł bohatera
Co uczciwy rzeźnik jest, jak złoto

Choćby wiedział, co kubizm i fowizm
Co napisał i Platon i Plotyn —
Ludzie wszyscy osądzą, że snobizm
Albo gorzej, zakrzykną: kabotyn!
Choćby obce języki znał biegle
Choćby płakał nad losem Edypa
Choćby dumał nad Kantem i Heglem —
Ludzie rzekną, że granda i lipa
Aby bowiem był schemat przydatny
Musi rzeźnik być typem idioty
— Taki prosty, taki adekwatny,
Taki łatwy jak ten stereotyp

Aby temat ów wyczerpać do dna
Inną postać w tej ukażę strofie:
Był raz pewien dureń, co — rzecz to dzisiaj modna —
Skończył, jak? — zataję, filozofię
Chociaż o Bergmanie mówił: "Chała!"
Z win najbardziej cenił zaś "Perliste"
Ludzie jednak mieli go za oryginała
Albo nawet za non-kon-for-mis-tę

On nie wiedział co kubizm i fowizm
Nie pamiętał — kto Platon, kto Plotyn
Ale ludzie mówili, że snobizm
I myśleli, że chyba kabotyn
Kiedy "mistrzem" Łazukę nazywał
Zamordować go brała ochota
Ale wszyscy myśleli, że zgrywa
Nikt nie wierzył, że szczery idiota

morał:
Liczne z głowy ci spadną kłopoty
Właśnie ten stereotyp jest po to
Zebyś wiedział, gdzie szukać idioty
I kto nigdy nie będzie idiotą

Dumka jesienna

Gdy przed pierwszym masz kłopoty
Spójrz — u stóp twych... milion złotych
Spójrz — u stóp twych... milion złotych
...liści

Dzieł Lenina dwieście tomów
Komu chcą to wcisnąć, komu
Komu chcą to wcisnąć, komu-
...niści

U ruczaja stoi brzoza
Hej, wysoko skacze koza
Hej, wysoko skacze Koza-
...kiewicz

Karmi mama swego synka
Wie smyk — co chleb, a co szynka
Wie smyk — co chleb, a co szynka...
...nie wie

Chłop-spółdzielca raz się zdumiał
Gdy spółdzielczy łan zaszumiał
Gdy spółdzielczy łan zaszumiał
...zielskiem

W głębi jaru ludzi paru
Perspektywa kiepska z jaru
Perspektywa kiepska z Jaru-
...zelskim

W kraju w kółko jedno grają —
Znów zadyma, znowu jajo
Znów zadyma, znowu jajo-
...głowi

Znów przybyło parę cieni
I znów ma się ku jesieni
I znów ma się ku Jesieni-
...nowi

Ostatnia obława

J.Kaczmarskiemu

Na grzbiecie szrama, łapy trzy — o jedną zawsze lżej
Sierść przeorana kłami psów, zakrzepłe w żebrach kule
Kominów las i dżungle miast, kampingi w sercu kniej
Ostatni został wilk-samotnik, innym przyszło ulec
Sam niejednemu kark rozszarpał, w śnieg wsiąkała krew
Gdy któryś wolność oddać chciał za miskę z soczewicą
Lecz uszom czujnym uszedł raz nagonki tłumnej zew;
Wytrawny wilk-samotnik dał zaskoczyć się... kibicom

Wódeczka, dupcia, łosoś, wino, kawa —
To wilcze doły, wnyki, potrzask, matnia
Uważaj, wilku, trwa obława
ostatnia!

Nie straszny mu pocisku świst — to żywioł jego wszak!
Nie straszna sfora gończych psów, ni strzał z helikoptera
Lecz, kiedy ciżba go do piersi mocno tuli tak
Opada wtedy wściekłość zeń i w sercu gniew zamiera
Porzuca własne środowisko, rzuca swojski bór
Gdzie drwale rąbią las, gdzie czołg rozjechał już matecznik...
A tam — znów wilki pod ochroną, znów kibiców mur
Dopiero wtedy właśnie wilk nie czuje się bezpieczny

Mikrofon, tłumy, sława, brawa, wrzawa —
To wilcze doły, wnyki, potrzask, matnia
Uważaj, wilku, trwa obława
ostatnia!

Lecz nawet kiedy straci kły, gdy z ręki będzie jadł
Poczciwy, salonowy wilk, leniwy i wytarty
Zostanie wilcze serce w nim, zostanie w sercu jad
Gdy wam się zda, że tylko już ozdobą będzie party
Dopadnie stary basior znów niejedną z waszych suk
Wspominać gdy będziecie wciąż ostatnie polowanie
I w siódmym pokoleniu kły obnaży późny wnuk
I przeciw sforze sukinsynów — wilczy pomiot wstanie!

Strzeżcie się łowcy, strzeżcie się zwierzyny
Wilk psem nie będzie, wilk się czai tylko
Nie wierzcie mu, nie wierzcie innym
wilkom!

Przyśpiewki 85

Gdy całujesz miłe chłopię —
Możesz spaczyć zgryz mu
Widmo krąży po Europie
Widmo komunizmu
Prawiel'no, prawiel'no, sowierszenno wierno!

U ruczaja stoi brzoza
Brzoza stoi śliczna
Myśl rozkwita po kołchozach
Myśl filozoficzna
Prawiel'no...

Znaj proporcją, mocium-panie —
Nie rozboli brzuch cię;
W telewizji dziś kazanie
Zaś kabaret — w kruchcie
Prawiel'no...

Ronald Reagan kopał grób
Chciał pognębić polski drób
Lecz przeliczył się ten potwór
Bo my jemu dali odpór
Hurra, hurra, niech żyje kura!

Pomoc dajcie mi rodacy
Wszystko będzie dobrze
Dziś każdemu według pracy —
Jutro — według... pogrzeb
Prawiel'no, prawiel'no, sowierszenno wierno

Kochajmy się!

Pieśń I. Ewangelia według Natana
Wersja I

Preambuła. Wiosną r. 1990 w ramach akcji przejmowania przez czynnik społeczny dokumentów b. Urzędów Spraw Wewnętrznych, natrafiono w mieście Dzierżoniowie na Dolnym Śląsku na niezwykle ciekawy tekst. Jest to fragment polskiego przekładu tzw. Ewangelii według Natana. Przez wiele wieków toczy się wśród biblistów spór, czy chodzi tu o kolejną, mniej znaną wersję dziejów apostolskich, która nie weszła w skład kanonu Pisma Św. czy też raczej był to późniejszy, średniowieczny apokryf. Nie ulega jednak wątpliwości, iż tekst taki istniał i był znany, bowiem jego ślady odnajdujemy w literaturze. I tak np. powołuje się nań Ambroży z Damaszku w posłaniu dla..., przepraszam... do Cór Koryntu, Paracelsus w VII Liście do Paralityków, zaś z autorów polskich — słynny ów Błażej z Wąchocka (zwany Wąchocjuszem) w swym traktacie "Jak kacerzy bić należy". (Warto wyjaśnić, iż termin "kacerz" nie dotyczy b. członków KC PZPR, lecz odszczepieńców czyli heretyków). Wiadomo również, że kopiowaniem i egzegezą owej Ewangelii zajmowali się żywo cystersi z opactwa w Reichenbach, czyli w dzisiejszym Dzierżoniowie. Najwyraźniej jeden z braciszków, polskiego, widać, pochodzenia (co dowodnie świadczy o polskości tych ziem) przełożył na własny użytek może całość, może tylko fragment owego dzieła. W zawierusze powojennej tekst ten trafił do tajnych archiwów lokalnego Urzędu Bezpieczeństwa, tak więc, najprawdopodobniej publikowany jest po raz pierwszy.

Gdzież ta ziemia szczęśliwa, gdzie kraj taki znajdę
Gdzie wrogości wzajemnej ludzie mają dość, i
Gdzie odkryto bezmierne pokłady miłości
Gdzie Jurczyk kocha Lecha, zaś Michnika — Najder
Gdzie gejzerami uczuć trysnęły odwierty —
Seweryna Blumsztajna kocha Maciej Giertych
A Blumsztajn ze swej strony pokochać jest gotów
Grunwaldzkie niedobitki aryjskich patriotów
Gdzie na co dzień kochają ludzie i od święta;
Żydzi — Księdza Prymasa, naród — Prezydenta
Kmieć kocha kombajn "Bizon", ułan — swego konia
Dejmek — Hanuszkiewicza, Moczulski — Kuronia
Gdzie dla dewotki — mason albo innowierca
To miły pan, którego przytuli do serca
Po czym z pieśnią na ustach — nie zaś dla pokuty
Pójdzie z nim do kawiarni... albo i na ksiuty
(Tu może nakreśliłem obraz nazbyt słodki;
Masonów bowiem masa, ale gdzie dewotki?)
Gdzie dawny komunista pokocha dolary
Zaś emeryt pokocha własny portfel stary
Gdzie... No właśnie — gdzie kraj ten? Czy mi ktoś odpowie?
— Kochajmy się, do diabła, panie i panowie!

PS
Wzeszedł posiew miłości na ojczystej glebie:
Choć człek człekowi wilkiem — każdy kocha siebie...

Kochajmy się!

Pieśń II. Poezja i piwo, czyli Nowe Monachium

Nie dbam o względy możnych. Cóż mi po nich, skoro
Karel Kryl jest mym druhem i Wadim Jegorow
Jegorow to Rosjanin, trubadur moskiewski
Kryl — uchodźca w Monachium, wspaniały bard czeski
W trzech piszemy językach, ale wspólna troska
Którą dzieli Czech miły i przyjaciel-Moskal;
Nie miał złudzeń — przytomny i wrażliwy Wadim
Ze Moskwa jest stolicą szczęśliwej Arkadii;
Zadekretował przyjaźń i braterstwo — Lenin
A tu waśnie, konflikty, nienawiść się pleni
— Ileż to zła niewola wyzwala w narodach
Martwi się w Moskwie Wadim, siwieje mu broda
Moskwa szara, zmęczona — czy lato, czy zima
Trzeba mi chyba jakoś rozerwać Wadima
— Dawaj, Wadik, skoczymy do Karela, Czecha
Kiedyś mu tank sowiecki marzenia rozjechał
A choć Kryl o tym milczy — ja pomnę dni owe
Kiedy szedł polski żołnierz na Hradec Králové
Czechom — rozpacz, mnie — hańba, żołnierzykom — gloria!
Wiódł żołnierzy generał, wiódł Siwicki Florian!
(A potem, mimo wszystkie historii łamańce
Siwicki był ministrem, ja — nadal wygnańcem)
Tu porzucam dygresję i powracam żywo
By razem z przyjaciółmi wypić jakieś piwo
W Monachium, u Karela, siądziemy w biersztubie
(Mają tam dobre piwo, a ja piwo lubię!)
Chłopcy wezmą gitary, razem damy czadu
I zjawi się w biersztubie Biermann Wolf, trubadur
W lot się porozumiemy, bez żadnych problemów
Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz... ani my — jemu
I nie będę o przeszłość pytać wokół starców
Jak nie pytam rodaków — co robili w "marcu"
Aczkolwiek, z racji wieku i z innych powodów
Pamiętam jeszcze wojnę, pomnę i exodus
...Ale nie o tym myślę, gdy gwarzę leniwie
W monachijskiej biersztubie przy wybornym piwie;
— Ludzie, liczymy krzywdy, odgrzewamy spory
Gdy historia nas mija, zostawiając gorycz
Polacy, Niemcy, Żydzi, Czesi i Rosjanie
Kochajmy się, panowie!
...i kochajmy Panie

Kuplety pod pół sety

(Wydanie pierwsze)

Pół setki ma na karku wiosen
(I zim, niestety, równie wiele)
Pora już mówić pełnym głosem
Czas już najwyższy, przyjaciele

Pół setki wezmę na rozgrzewkę
Wkrąg się wykrusza gwardia stara —
Trzeba samemu podjąć śpiewkę
Nie ma już Kofty, ni Kreczmara

Racje mam słuszne, pogląd jasny
Wiem już w co wierzyć, w co nie wierzyć
I przykład mnie poucza własny:
Z uncją rozumu można przeżyć

Pojąłem jeszcze w wieku szkolnym
Starej mądrości sens konkretny:
Lepiej być pięknym, ALE zdolnym
Niż beztalenciem, CHOĆBY szpetnym

Pora odrzucić też schematy
W których żyliśmy do tej pory:
Lepiej być młodym, LECZ bogatym
Niźli nędzarzem, NAWET chorym

Trudno mi z własną kokieterią
Przesłanie wciąż mi się rozdwaja
Czy mam traktować siebie serio
Czy też z wszystkiego robić jaja?

Pora już mówić pełnym głosem
Czas już najwyższy, przyjaciele
— Pół setki mam na karku wiosen
(I zim, niestety, równie wiele...)

Kuplety pod pół sety

(Wydanie drugie, poprawione)

Pół setki mam na karku wiosen
(I zim, niestety, równie wiele)
Pora już mówić pełnym głosem
Czas już najwyższy, przyjaciele

Może uderzyć w ton spiżowy
Lubo prześmiewcy włożyć maskę
Bądź zostać wieszczem narodowym
Czy upozować się na Hłaskę?

My tu żyjemy w błogostanie
Pełen socjalizm w każdym domu
Gdy w kraju wielkie zamieszanie
Kim być... i z kim być, przeciw komu?

Z lewej wołanie: Nasi górą!
Z prawej okrzyki: Górą nasi
...A strajki gasi — Jacek Kuroń
A Jacek Kuroń — strajki gasi (...a mnie tak tęskno do tej Kasi)

Ja zaś nie będę wasz ni ichni
A swoje myślę i powiadam
Choć był mi druhem Adam Michnik
— Amicus Plato... pojmiesz, Adam

Choć może gniew to w kimś roznieci
ktoś inny powie o mnie — Błazen!
Ja nie z wszystkimi będę — przeciw
I z mało którym będę razem (...i z mało którą będę razem)

Coś "tu mi wisi", coś mnie boli
Nic nie poradzę chyba na to
Bratem mi Polak — jest — katolik
Szwagrem jedynie, kiedy "katoł"

Pora już mówić pełnym głosem
Czas już najwyższy, przyjaciele
Pół setki mam na karku wiosen
(I zim, niestety, równie wiele)

Zodiak pomylony

Rok pięćdziesiąty mija, ot
Czas mocnym zamknąć go akordem:
Wiosenny błysk, majowy wzlot
Jesienią zasię — pad na mordę

Zawinił znów zodiaku szyk
Zwyczajnie — niedobrana para;
Z Panną się winien spotkać Byk
Ze Strzelcem — Lew, z Rybami... Baran (?)

Nic to, zostanie czyjaś twarz
Jak owad w bursztynowej broszce
Kiedy się czas wypełni nasz...
...Głupie są wszystkie Koziorożce

PS
(w odmiennej tonacji, więc bez rymów męskich)

Myślę, oddawszy się potroszce
Rozczarowaniu i podagrze;
Głupie są wszystkie Koziorożce
Wśród nich są i niedobre wszakże

Zaś wspominając dni niedawne
Chybioną śpiewkę ostro utnę —
Dwa głupie — może to zabawne;
Niedobre dwa — już tylko smutne

Warszawa, październik 1990

Z Cornelisa

Cornelis Vreesvijk
tłum. ze szwedzkiego N. Tenenbaum

W butach zniszczonych szlifuje ktoś bruk —
Dlaczego właśnie jest tak?
Wie pewnie tylko w niebiesiech Pan Bóg —
Widocznie jest mu to w smak

Pan Bóg w niebiesiech przysypia ciut-ciut
Nim słodki zmorzy go sen
Kogóż obchodzi zniszczony tam but
Gdy wiek i wigor nie ten

Kogóż obchodzi jak toczy się świat
Dni — dokąd pędzą co sił
— Obywatelu, za jakieś sto lat
Może nie będziesz już żył...

Twój stołek dawno ktoś zajął już też
A przecież obcy ci strach
Co za różnica — słońce, czy deszcz
Gdy z dawna kryje cię piach

Co noc przyniesie — czy o to dbasz?
Co do mnie mam to gdzieś
Dopóki mogę zanurzyć mą twarz
We włosach miłej — i cześć!

Dość podejrzany ze mnie jest gość
I nie na wiele się zdam
...Chłodem powiało, w drzwiach stanął ktoś;
Kostucha prosi mnie w tan

W butach zniszczonych szlifuje ktoś bruk
Aż po swej drogi kres
Gdy zaś wieczności przekroczy już próg
W piekle zaśmiewa się bies
...Może to sprawił bies!

Listopad 1989

Zawód miłosny

Niecny porzucił ją gach,
Zawód miłosny ją spotkał
Lecz, że nie była idiotka
Obrała ten zawód za fach

Ballada o zegarze

Gdy zegar wybił pierwszy raz
Ich serca były niby głaz
Gdy zegar wybił razy dwa
Spowiła miasto miękka mgła

Uderzył zegar razy trzy,
Uderzył zegar razy trzy —
Pierwszy raz rzekła jemu — Ty...
Pierwszy raz rzekła jemu — Ty...

Gdy cztery razy zegar bił
On jej za stopą, stopę mył
Gdy zegar wybił razy pięć
Przedwieczerz drgał od czułych spięć

Uderzył zegar razy sześć,
Uderzył zegar razy sześć —
Chciał się z językiem język spleść
Chciał się z językiem język spleść

Już siedem razy zegar bił
A zapał im przydawał sił
Rozległ się osiem razy dźwięk —
Szalała burza, rozkosz, jęk

Dziewięć uderzeń brzmiało wkrąg,
Dziewięć uderzeń brzmiało wkrąg —
Kłąb ciał wirował, nóg i rąk
Kłąb ciał wirował, nóg i rąk

Gdy dziesięć razy zegar bił
On z jej krynicy rozkosz pił
Raz jedenasty przebrzmiał ton
Gdy usta jej wypełnił on

Dwanaście razy zegar tłukł,
Dwanaście razy zegar tłukł —
Witała go w zwieńczeniu nóg
Witała go w zwieńczeniu nóg

...Tutaj się kończy moja pieśń
Bo dalej zbyt frywolna treść
Lecz, jeśli mam być całkiem szczery
Miał zegar godzin — dwadzieścia cztery

Żadne z nich jednak o tym nie wie
Żadne z nich jednak o tym nie wie
Czas liczą na... sześćdziesiąt dziewięć
Czas liczą na... sześćdziesiąt dziewięć

Oh, my darling, oh, my darling, oh, my darling Clementine
Let us try..., let us try..., let us try... up to sixty nine

W sztambuchu bajzelmamy

Wy, co w księgach grzbiecie starych
Aby dziejów prześledzić wątek
Wy, co wertujecie memuary
W dzień powszedni, w piątek i świątek
Dziejopisy i kronikarze
Co historii gmeracie w brzuchu
Jeszcze jedno źródło wam wskażę —
Poczytajcie sobie w sztambuchu...

W sztambuchu bajzelmamy niejedna piękna karta
W sztambuchu bajzelmamy — doprawdy to nie żart
W sztambuchu bajzelmamy epoka jest zawarta
W sztambuchu bajzelmamy historia mówi z kart
Niejedna się ukrywa sprawa i niejeden dramat
W sztambuchu który w swej szufladzie chowa bajzelmama
Niejedna piękna postać znaczyła tu swój start
Więc trudu historyka sztambuch wart

Tu się wpisał znany filozof
A społecznik — tu, naprzeciwko
Tam poeta — tym razem prozą
Uwielbienie wyraża... dziwkom
Znany klasyk — wróg awangardy
Który wzywa dziś do posłuchu
Wtedy młody był, gniewny, hardy...
...Poczytajcie o tym w sztambuchu

W sztambuchu bajzelmamy...

Ówdzie ślady niewieściej ręki
Słowa proste, czułe serdeczne —
Wpisywały tu swoje dzięki
Cnej "mamusi" — cne podopieczne
dziś niejedna w najlepszych sferach
I opinia tłumu ją sławi
Ale jak się zaczęła kariera
Tylko sztambuch mógłby wyjawić

W sztambuchu bajzelmamy...
O PRZEKŁADACH

Z morałem

Pewien stary śląski pieron
niestety
Chciał przełożyć "Dekameron"¹,
"Sonety"²

Choć miał kopę lat z okładem
na karku
Ciągle myślał, że da radę
(był z gwarków)
Skończyć pracę nad przekładem
do czwartku

Żona mówi: — Zgłupiał starzyk
bez reszty
Co też ci się we łbie marzy,
o żeż ty!

Znasz ty włoski język śpiewny,
pieronie?
Ale on był swego pewny
wbrew żonie

Potem kilka lat minęło,
się zjawia
Miły list z "Ossolineum",
z Wrocławia

Że wydadzą mu ten przekład
niebawem
Jednak żona była wściekła.
Ciekawe...

Morał
Zła, gdy stara, lepsza młoda
niewiasta
A najlepsza w domu zgoda
i basta!

________
¹ Boccaccia
² Petrarki

Bez morału (niemoralne)

Przełożył zacny Wuyek biblijne księgi
Francuzy — Boy przełożył, co był sprośnik tęgi

"Oniegina" przekładał i Tuwim i Ważyk
Przełożyć "Ulissesa" — Alex się odważył

Ja, że im nie dorównam talentem ni wprawą
Więc jeno przełożyłem — z lewej dłoni w prawą
TRYPTYK O GACIACH
(Pomysł z kabaretu studenckiego "Stodoła")

Na gacie

Jan Kochanowski z Czarnolasu

Pytali siebie wzajem podwiki i męże
Kędy to się różnica między niemi lęże?
Kędy oważ różnica? Takoż oną macie:
Nie chodzi chłop bez gaci ni podwika w gaciech

Słowo o gaciah czerwonyh

Bruno Jasieński

Gacie!?!
Gacie?!?

NAJlonowe Stilonowe O-r-l-o-n-o-w-e PERLONOWE
...nowe!
gAcIe
Kópójcie — jeśli forsę macie!
Ale skąd forsę brać
Kórwa mać!

Skąd brać forsę, gdy pracy nie ma
A tu zimno w nogi, bo zima
Szmaty prać!
Robotnicze, sparciałe gacie
Cerowane — łata na łacie
...będzie znać!

Toważyszó, wiem, mruz dópę ściska
W łydki szczypie. Lecz nie łam się, bracie
Toważyszó, z daleka czy z bliska
Jak czerwony sztandar wznieś swe GACIE!!!

Gacie polskie

Julian Tuwim

O, polskie gacie! Dziś dopiero
Poznaję wartość polskich gaci
Jak człowiek, który wszystko stracił
Tak ja się kajam skruchą szczerą

O, gacie! Z wami się kojarzy
Ultramaryna lnianej niwy
A kiedy człowiek o lnie marzy
To jest radosny i szczęśliwy
I wszystko sens dla niego traci
Wszystko — rzecz jasna, oprócz gaci

O, gacie! Słowo to przywodzi
Dymem kominów dzień zasnuty
Fabryczne hale mojej Łodzi —
Piotrkowską, Widzew i Bałuty

Niechaj czytelnik mi wybaczy
Ten głos tęsknoty... i rozpaczy

Pejzaż młodopolski

Czarnemi chmury się niebo zaciąga
Wiatr po gałęziach wygrywa nokturny
Cała natura ci głośno urąga
żeś durny

I na cóż zda się przeogrom twej wiedzy
Kiedy nie pojmiesz, co trawa powiada
Kiedy nie pojmiesz — ta wierzba na miedzy
co gada?

Lecz, jeśli wchłaniać poczniesz nagą skórą
Każdy szept ziemi, każdy jęk ponury —
Natura twoja złączy się z naturą
natury...

Sonety młodopolskie
I

Zalim jest woli zbyty, gdyby rab nikczemny
Zali nie jestem więcej uczuć swoich panem
Zali już mi nie wolno kochać? Być kochanem
Ni sercu być powolnym, ni Tobie wzajemnym?

Ty widzisz we mnie wszystko, jak w naczyniu szklanem
Znasz myśli, co się kłębią pod czerepem ciemnym
To czucie, które żarem trawi mnie tajemnym
Wiesz miła, co się dzieje z nieszczęsnym Natanem

Bo czyż Twórcę jednaką wolno liczyć miarą
Co gnuśną i bezmyślną hołotę pospolną?
Co dla tłumu jest prawem, artyście jest karą!

Boska we mnie świadomość, gmin ma wiedzę szkolną!
Ugiąć się jednak muszę przed tą prawdą starą:
Tym, co kochają wielce, cierpieć jeno wolno

Sonety młodopolskie
II

Że zapomniała — czyliż cię to dziwi?
Czyliż to nie jest zwykła rzeczy kolej?
Znajdź zapomnienie i ty, wina dolej
Zapomnij, żeście być mogli szczęśliwi

Żeście w uczuciach byli powściągliwi
Na rwące fale zmysłów lejąc olej,
Miast przeżyć siebie — cudze grali role —
Wspomnicie kiedyś, obydwoje siwi

Darmo nieszczęsny puste rymy toczysz
Kiedyś, w istocie, małego jest ducha
Pociechy szukasz? Spójrz tylko w Jej oczy

Które nie zdradzą, że gdy słów twych słucha
Myśl jej się plącze, bólem dusza broczy
I miota sercem uczuć zawierucha

...A jak będziesz mnie wspominać

A jak będziesz mnie wspominać —
Dobrze mnie wspominaj
...A jak będziesz zapominać —
Wypij szklankę wina

Niech ma wino kolor wiśni
Gdy posoką broczy
A niech ci się nikt nie przyśni
Kiedy przymkniesz oczy

Niechaj wino dyszy miodem
Niech ma woń migdału
...A gdy w serce spłynie chłodem
Zapomnij pomału

Tylko nie pij u Fukiera,
Stare kąty omiń
Bom tam z Tobą pijał nieraz
...Jeszczeć się przypomni

Może gdzieś na Żoliborzu
O wieczornej porze
Wypij za tych co na morzu
...Albo i za morzem

(...)

Gdzie Ty dziś, powiedz, gdzie ja?
Gdzie — niedosnuty motyw?
...Jesienna beznadzieja
Liści płomienno-złotych

Obrazy pamięć niesie —
Zaułki Zoliborza,
Łazienki, strojne w jesień,
Rozstanie, bagaż, dworzec...

Nostalgią się nie dławię
Tęsknota mnie nie pali
...a wszystko — coraz dawniej,
...a wszystko — coraz dalej

Dziewczyna klęczy...

Mrok poświatą księżyca oddycha
Śnieg za oknem, jak odpryski tęczy
...Cisza... dźwięku żadnego nie słychać —
Dziewczyna klęczy

Śnieg za oknem...? To naprawdę zima...
Łza na twarzy, jak przeczucie lęku
— Nie bój się, już Cię zawsze zatrzymam
W tym przyklęku

Nie czesz, miła włosów...

Nie czesz miła włosów, nie czesz
Czasu nam nie stanie
Mrok zapada, już przedwieczerz
Rychło — pożegnanie

Jeno rozpleć na swój sposób
Niech spływają z głowy
Ale nie czesz, miła, włosów
Swoich włosów płowych

Niech się moja twarz pogrąży
W Twoich włosów bezdni
Zanim w drogę zacznę dążyć
Jak czynią przejezdni

Nie pleć, miły...

Nie pleć, miły, moich włosów
...nie pleć, miły, nie pleć
Nie wyzywaj próżno losu
Zostań w domu, w cieple

Omiń, miły, moje progi
Kiedy gasną zorze
Lepiej szukaj swojej drogi
Gdzie małżeńskie łoże
 
Wróć do domu dziś wieczorem,
Porzuć niepokoje,
Usiądź przed telewizorem —
Szczęście będzie twoje...

List

"Ja Was liubił..."
A.S. Puszkin

Kochałem Panią...
Tak, wiem, że te słowa
mówi się dziś zbyt łatwo..., lub przeciwnie:
nie wypowiada się ich wcale, jednak
kochałem Panią i gdybym spróbował
zastąpić słowa te innymi słowy —
nie znajdę innych, chyba że dokonam
szalbierstwa; tak, jak gdybym złoty kruszec
wymienił komuś na świstek papieru
skreśliwszy na nim sfałszowany podpis
Bowiem podmieniać słowa, to oszustwo
którego żaden nie ujmuje kodeks
Gdybym to jednak czynił — stracę wiarę
w materię słowa, więc w wartość tworzywa,
więc w sens tworzenia, więc w siebie samego
Dlatego właśnie niechaj pozostanie
to co wyrazić pragnę, kiedy piszę:
"Kochałem Panią..."
Za oknem jezioro,
mgłą przesłonięte, gdym pisać zaczynał,
budzi się jakby... i ciepłym oddechem
unosi warstwę mgły, co jeszcze skrywa
wierzchołki nagich drzew ...i jednocześnie
odsłania gładką taflę wody. Mewy
tkwią nieruchomo na wodzie, jak boje
Z nagła się zerwą i zatoczą koło
zanim zastygną znów w znieruchomieniu
...a woda nie drgnie.
Jest cisza spokoju
i spokój ciszy...
Tak, kochałem Panią
Czym dla mnie, Pani, było to uczucie
o tym Ci nieraz mówiłem, pisałem
we wszystkich listach moich, którem wrzucał
do żółtej skrzynki, jak do studni niemej,
bo przepadały. Kiedyś, jakieś echo
doszło mnie czasem. Raz nawet — odpowiedź;
wiedziałem wtedy, że piszę do Ciebie
Pani, że czytasz — kto wie — może czekasz
na listy moje. Lecz dzisiaj już nie wiem
czy piszę, Pani, do Ciebie, czy obok?
Lecz, jeśli będziesz chciała wiedzieć, Pani,
ile czerpałem z mych, do Ciebie, uczuć —
znajdziesz to w listach.

Pragnąłem zarazem
wrócić Ci, Pani, przynajmniej część tego,
com, dzięki Tobie, przeżywał. Myślałem
świat Ci ukazać odmienny i barwy,
których, być może, nie znałabyś, Pani,
bowiem są tylko ujawnione zmysłom
ludzi w szczególnym stanie uczuć, którzy
mogą się wszakże nimi dzielić z tymi,
których kochają. I nie tracą na tym,
lecz raczej mnożą własne swe doznania
Tak było ze mną, gdyż kochałem Panią
I zdało mi się w pewnej, krótkiej chwili,
że to pojmujesz, dostrzegasz, odczuwasz
miałem Twą ufność. Lecz coś się zdarzyło,
błąd jakiś, albo może błędy — nie wiem,
czy inny całkiem był powód?
Ty milczysz,
zbywasz pytanie moje; pytasz sama:
"Rozumiesz mnie?"
Nie jestem tego pewien,
łatwiej mi było rozumieć Cię, Pani,
kiedy ufałaś mi. Lub czasem pytasz:
"Wierzysz mi?"
Jakiej czekasz odpowiedzi?
Pragnę Ci wierzyć, lecz to nie tak proste
gdy, miast ufności, wyczuwam obawę
i dystans, który się powiększa. Raczej
uznam, chociażby wbrew samemu sobie,
wszystkie rozsądne owe argumenty,
które są przeciw mojemu uczuciu,
jak me uczucie trwało przeciw racjom
lecz przeciw Tobie ostać się nie może

Pani, nie było to moim zamiarem
pogmatwać Twoją niełatwą codzienność
jeśli co chciałem, to wskazać Ci tylko
Ze świat poza nią istnieje odmienny
który do Ciebie w tym stopniu należy,
w jakim uznajesz, że jest to możliwe;
że "nadcodzienność" jest w zasięgu dłoni
...O, Pani, przecież wokół nazbyt wiele
spraw beznadziejnych, rzeczy niemożliwych
aby dodawać do nich i te, które
są osiągalne, jeśli w nie uwierzyć

...Nie uwierzyłaś. I sam pozostałem
W "nadcodzienności" , co sens utraciła
stając się nagle próżnią doskonałą,
gdy Ciebie, Pani, zabrakło tam. W próżni
czy ptak, czy kamień — spada równie szybko
Tak i ja spadam, albo może tonę —
jeżeli w próżni tonąć można.
Pani,
nie wiem, czy myśmy już się rozminęli,
czy rozmijamy się dopiero, jednak
wiem, że nie było to niemożliwością
byśmy spotkali się. I może nadal
jest to możliwe — gdy zechcesz uwierzyć.

Czy tak się stanie, czy nie — wiesz i o tym,
że pragnę, Pani, byś była szczęśliwa,
bowiem kochałem Panią.
Jeszcze prośba:
jeżeli będziesz mnie wspominać, Pani
wspomnij mnie dobrze...

Popiół i diament

Kiedy szalej zmienia się w piołun,
Kiedy żar zastyga na kamień —
"...Czy zostanie
Na dnie popiołu...?"
Co zostanie?

Tli się żar, zaklęty w popiołach
Wiosna budzi się, dnia przybywa
Choćby bies podmienił nam zioła
Zmącił wywar

Więc, choć ciemność ciąży, jak ołów
Gdy powraca nocą pytanie:
"...Czy zostanie
Na dnie popiołu...?" —
Wiem, zostanie!

Chwila

Jedna chwila... Czy pamiętasz, która?
...Świeca roztaczała miękki półcień
I w tym świetle byłaś, niby z płócien
De la Tour'a

Całym światem był nam jasny krąg
Gdy pojąłem, że czas w miejscu stoi
Pijąc boskość z Twoich ciepłych rąk
I z ust Twoich
 
Twoja szyja... piersi..., Twoje plecy,
Twoja, lekko pochylona głowa —
Tak mi Ciebie w pamięci malował
Płomień świecy

Bóg był Tobą, ...był ze mną, ...był w nas
Odczuwalny, każdym włóknem ciała...
...Odpoczywał zatrzymany czas...
Chwila trwała

I to była jedna chwila właśnie
Gdy się cała prawda ujawniła
...Jeszcze parę rysów, czekaj miła!
...Świeca gaśnie

Nocą

Chybotliwym blaskiem świeca płonie
Rzuca wkoło tłum ruchomych cieni
...Z mroku, który Twoje rysy chłonie
Wyszedł do mnie stary druh, Jesienin

Czy się napić chciał i wódkę zwietrzył
Czy po prostu przygnała go nuda —
...Pił w milczeniu, blady, sumasszedszyj
Aż pojąłem, że to wszystko — złuda

Tylko własna twarz, odbita w lustrze
Tylko smutek Twego przemijania
Tylko wódka, którą sam pić muszę
...Daswidanija, drug moj, daswidanija...

Słowa...

Słowa, które szeptałbym kochance:
— Przed uczuciem chciałem się obronić
I dlatego oblokłem się w pancerz
Lecz on stopniał pod ciepłem twych dłoni

Zanim z przeżyć wysnuję tworzywo
Nim uczucia się w słowach przemycą
Uwierz, miła, w taką nadwrażliwość,
Która się objawia znieczulicą

Płynę z Tobą, lecz ku innym brzegom
Ciebie — skała czeka, mnie — brzeg płaski
Boś Ty cała jest z Dostojewskiego
Za to ja się naczytałem Hłaski

Amsterdam

(Na motywie Jacquesa Brela)

W Amsterdamie gdym był
— inny kraj, inny świat —
On tu pił z nią i jadł
On z nią mieszkał i żył
Większy czekał mnie szok
Kiedy wyszło na jaw:
Była z nim przeszło rok —
Ze mną już parę lat.
Nie kochałem jej wszak;
Miałem żonę i dom,
Wciąż mówiłem jej tak
(Ponoć on kochał ją)
Jam z nią spał, on z nią spał;
Możesz myśleć, co chcesz
Ale gdybyś ją znał
Byłbyś wierzył jej też

Trochę brała mnie złość
— Coś tam było już źle;
Pytam: — Jest może ktoś?
Ona na to, że nie
Klucz mi dała do drzwi
Całowała me brwi
A Jacques Brel śpiewał nam:
"Dans le port d'Amsterdam..."
Siadywała u stóp
...płomień świec, fajki dym...
dobrze było mi z tym;
Gdybym zostać z nią mógł...
Trudność brała się stąd:
Przecież domy mam dwa —
Więc mówiłem jej: — Pa!
...On tam nocą miał kąt

Nie ponaglał go czas
W kraju żonę miał on
Jakże wielu jest nas,
Jakże wiele jest żon...
Tak to trwało do dnia
Kiedy: — Bywaj! — rzekł jej;
Wrócił do żony swej —
Z Amsterdamu, zaś, ja
Dzwonię, czuję, że krach
Jadę — ona we łzach
I wyznała, że gach
Że milczała przez strach...
Jakby ktoś w pysk mi dał
Bo nie była z tych dam
Wierz mi, gdybyś ją znał
Nie uwierzyłbyś sam

Potem Miś rzekł mi też
Gdyśmy pili we dwóch:
— Raz zerżnąłem ją, wiesz,
I zrobiłem jej brzuch...
Choć nie rzekła mu nic
Przez dwa lata i pół
Miś dowiedział się i
Skurwysynem się czuł
A ja pomnę ten czas
W nerwach noce i dnie;
Troje miało być nas
Ale rzekłem jej: — Nie!
...Krew z mej krwi, z kości — kość...
Tak myślałem, lecz dziś
Nie wiem — ojcem był Miś?
Może ja, może ktoś...?

Pomnę, dałem jej w twarz
I cisnąłem jej klucz
Powiedziałem jej: — Masz,
Uczciwości się ucz!
...Potem wzięło mnie tak
(Chcesz się śmiać, to się śmiej)
Nie wiem — kiedy i jak
Zakochałem się w niej
Gdzież tu sens, gdzież tu cel?
Któż odpowiedź mi da?
...Znowu śpiewa Jacques Brel:
"Ne mes quitte pas..."
Może los tego chciał
Co chcesz mówić, to mów
Ale gdybyś ją znał
Też uwierzyłbyś znów...
Z CYKLU "LIRYKI JESIENNE"

Widok z okna

Mokra wierzba, smutny jałowiec
Posiwiała trawa na stoku
— Cóż Ci, miła, dać mogę, powiedz,
Mój niepokój?

Miękki opar zległ na jeziorze
Świt poświatą sączy się słotną
— Cóż, najmilsza, Ty mi dać możesz,
Twą samotność?

Nagie drzewa szron dziś pobielił
Z dniem przychodzi smutek o świcie
— Co mnie z Tobą łączy, co dzieli?
...Tylko życie

Odmiana czasu

Już nas odeszła niedobra miłość
Pustka tężeje szarą godziną
Nic się nie stało, nic nie zdarzyło
...Tylko czas minął

Już Ci myślami nie towarzyszę
Już ty nie moja, choć i niczyja
Już i do Ciebie mniej listów piszę
...Tylko czas mija

Już obok Ciebie się nie położę,
Po cóż tu mówić o czyjejś winie
Nie będzie lepiej, nie będzie gorzej
...Tylko czas minie

Gdzie jest prawda?

Dla Jacquesa Brela

— Gdzie jest prawda? — pytasz miła
Gdy słońce spływa z horyzontu
Już pytał o to Poncki Piłat;
Cóż łączy Cię z Piłatem z Pontu?

Istota prawdy rzecz zawiła
Mrok skrywa ją, co włada światem
Już wiedział o tym Poncki Piłat;
Któż zestawienia chce z Piłatem?

Gdy nic Ci rzec nie mogę więcej
Znów nieświadomość udasz
I będziesz znów umywać ręce,
Choć nie wiesz — Chrystus ja, czy Judasz?

Grotem, ukrytym w każdym słowie
W Twej duszy krwawe bruzdy żłobię
By dojść do jądra prawdy, bowiem
W Twym bólu prawda jest... i w Tobie

Kolejny liryk Ci poświęcę
Choć wiem, żeś z innym była
Więc sam umywać mogę ręce
...I nie wiem — Judasz ja, czy Piłat?

Zaprzańca lament wielkopostny

W manierze Pana Boy'owych przekładów poezyi francuzskiey
A kak tretij obman — tak uż wsio rowno
Tak uż wsio rowno, rownoduszno wsio

(sam, za Okudżawą)

Z tajemnych ziół wypijam napar
Prawd zapoznanych znów się uczę;
Trzykroć się Piotr Chrystusa zaparł
A Chrystus mu powierzył klucze

Skąd się uczucie we mnie wzięło
I powikłane i niespójne —
Trzykroć mnie kłamstwo Twe dotknęło
I kłamstwo łączy nas potrójne

A przecież pragnę tylko, żeby
Pasję, co jeno gorycz nieci
Wysiłkiem woli zepchnąć w niebyt
Gdzie me nienarodzone dzieci

Poezja, z której snułem wątek
By tkać Twój obraz — gdzież jest teraz,
Gdy, zanim nastał Wielki Piątek,
Rzucam Cię dla Apollinaire'a

Wszystkiego mam już bowiem dość i
Wołam, nim pierwszy kur zapieje:
— Ach, witaj mi, Obojętności,
Ty jedna niesiesz mi Nadzieję
IMPRESJE PARYSKIE

I. Plac Zgody

W świecie, gdzie trudno się znaleźć, w świecie, gdzie zgubić się łatwo
 Nagle się wszystko odmienia, znów motyw powraca stary
Wspomnieniem z tęsknot dziecięcych Notre Dame się jawi. I Paryż
I Ty. I światło

Próżno się z czasem targować o chwilę, którą nam dano
Lepiej zatrzymać w pamięci barwy, jakimi się mieni
Póki trwa jeszcze..., trwa jeszcze... Nim pierwsze liście jesieni
spłyną Sekwaną

Lato 1978

II. Stacja metra Bir Hakeim

Wieczór mokry, wieczór szary
W świetle — jeszcze ciemniej
Jak uwierzyć, że to Paryż
Kiedy w Tobie nie ma wiary
Nie ma wiary we mnie

Mrokiem deszcz, mrok deszczem drobi
W parasolkę stuka
Wieczór Twoje rysy żłobi
W obcym mieście — co tu robisz?
Czego ja tu szukam?

Opadają barwne czary
gonić je — daremnie
...I ja nagle — bardzo stary
Bowiem Tobie zbrakło wiary
Zbrakło wiary we mnie

Jesień 1987

Malowanka naiwna

W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście

Jonasz Kofta

Jesteś mi Lundem, jesteś mi gajem
Jesteś nadzieją, oczekiwaniem
Uczuciem, które może się staje
Przeżyciem, które może się stanie

Jesteś porankiem, jesteś jeziorem
Spokojem, kiedy wieczór nastaje
Serdeczną kreską, jasnym kolorem
Lecz, nade wszystko, jesteś mi gajem

Nie budzi lęków, nie skrywa tajni
Na zawsze własne ustronie ciche
Kępa zieleni, mały zagajnik
W Judei, Skanii czy pod Wałbrzychem

Kiedy, ze wszystkich dorocznych wcieleń,
Lund najpowabniej stroi się w maju
Wrócę, jak ptaki, wrócę, jak zieleń
Czekaj mnie, Miła, czekaj mnie w gaju

Wielka prośba
niedowiarka Natana

Tosi

Zanim mnie skaże straszny Sąd
Na wieczny raj lub wieczną karę —
Módl się, bym pojął własny błąd
Módl się, by Pan Twój dał mi Wiarę

Póki nas grzeje świecy blask
Póki w kieliszkach jeszcze wino
O łaskę Wiary — pierwszą z łask
Pomódl się za mnie, Antonino

Zanim zapieje pierwszy kur
Nim świt się zbudzi, noc struchleje
Nim słońce błyśnie spoza chmur
Proś Pana dla mnie o Nadzieję

Nim śmierć zapuka do mych wrót
Przywdziawszy uśmiech na twarz siną
By Pan mi dał Nadziei łut
Pomódl się za mnie, Antonino

Jak długo kwitnie w maju bez
Póki w mniejszości ludzie podli
O Miłość wielką, aż po kres
Módl się i za mnie, gdy się modlisz

Nie trać nadziei, kochaj, wierz
Zaś, gdy gitary dźwięki płyną
O Miłość Pana prosząc, też
Pomódl się za mnie, Antonino

W Sztokholmie, na Zwierzyńcu, w lutym 1988

Tryptyk renesansowy

Żywe świec migotanie, jasnych myśli natłok
Dobra Nowina, która głód radości syci —
To Ciebie malowali prerafaelici
Gdy w mroki średniowiecza wniosłaś nowe światło

Kiedy na Twojej twarzy uśmiech się pojawia
Jest w nim piękny, szlachetny, gregoriański chorał
Harmonia Wielkiej Fugi lipskiego Kantora
Strzelistej, jak gotyckie witraże Wrocławia

Nasiąka zmierzch gitarą, Twym śpiewem, Brassensem
Łyk wódki błyska na dnie Twojego kieliszka
...Powiedz, czyś jest siostrzyczką Świętego Franciszka
Czy też Polską Madonną... z kolejki za mięsem?

Dedykacja

Agnieszce

Nie opowiem Ci, kim był ten chłopak
Gdzie on dzisiaj, Co łączy mnie z nim —
Gdy uciekam od Ciebie w listopad
Tropiąc ślady pozaprzeszłych zim

Nie odnajdziesz we mnie przyjaciela
Chyłkiem w przeszłość gdy wracam, jak zbieg
Twych dwadzieścia lat mnie onieśmiela
I przytłacza — mój dwudziesty wiek

Mieżdu nami prostornaja osien'
T'ma za mnoj i tuman wpieriedi
No nigdie ja pieczali nie brosił
No nikak nie uszoł ot liubwi

Listopad 1988, w pociągu do Głuszycy

Przedwiośnie

Kobieta, Komeda, kominek, koniak
Czar, dźwięk, żar, rausz
Ciepło, ufność, oczy, dotyk —
...Ty

Wspomnienie

(Naśladowanie Tuwima)

Pamięta pan, na Świętojerskiej
Kasyno było oficerskie
Tam, co sobotę, bal — na balu
Pułkownikowa w białym szalu
Uśmiechy słodkie sieje wokół
...A pan pułkownik u jej boku
Po sali gęstym marsem toczy
Czujnie rozgląda się dokoła
(— No, Boże moj, kakoj zdies' szum...)
I, w rozbawiony gości tłum
Stalowe, czujne wwierca oczy...

...Bratanek jego, huzar dziarski;
Pomadą błyszczy wąs huzarski
Olśniewa panie szamerunkiem
I zatoczywszy dłonią koło
Unosi w górę kielich z trunkiem:
Naliej bakał, zdarooowia! — woła
I puchar o posadzkę wali

...Tymczasem, w drugim końcu sali
Orkiestra grać zaczyna walca
Już płynie Strauss, rozkołysany;
Z pułkownikową rusza w tany
Gość garnizonu, graf von Salza;
Pamięta pan, wysoki rostem;
wąs przystrzyżony, włosy proste,
krótko obcięte; mówił basem...

...Właśnie się skończył pierwszy taniec —
Chwila wytchnienia, a tymczasem
białego walca proszą panie

...I znowu — lekko, zwiewnie, zwinnie
Walc biały ponad salą płynie
I biały walc i biały szal
i biała sala, biały bal...
Wszystko się wokół iskrzy bielą
Jasnosrebrzystym lśni atłasem...

...A za oknami już, tymczasem
Sobota staje się niedzielą
I zwolna w białej ciszy ginie...
...Pamięta pan ten bal w kasynie

Potem, czternasty przyszedł rok
I diabli wzięli belle epoque!

Aria Leńskiego

Rozjarzyła się jesień głogiem
Pożar liści ogarnął las
...Gdzież dni, gdy był każdy z nas bogiem
Pomazańcem był każdy z nas

Ni to został z tyłu, za rogiem
Ni to w mroku, jak ognik zgasł
Tamten czas, gdy każdy był bogiem
Pomazańcem był każdy z nas

Gdzież przepadły te chwile błogie
Gdzie zagubił się tamten czas
Chwile, gdy był każdy z nas bogiem
Pomazańcem był każdy z nas

23 września 1981

Śnieg noworoczny

O, przyjdź...
Stanisław Korab-Brzozowski

Śnieg zasypuje wszystko, co byłoż-niebyłoż
Miniony rok w otchłanie i wierzchołki znaczył
...Czytam, jak ironicznie brązowieje Miłosz
Gdy przyjaciół oszczędza a sobie sobaczy

Jakże tu własny żywot w zgrabne ująć frazy
Dniom nie ujmując mroku a słabościom — mocy
Gdy wydumany dramat tężeje w obrazy
Kilku lat niespokojnych, paru kiepskich nocy...

Wpół dnia już pierzcha światło, zagęszcza się błękit
...O wyjdź mi na spotkanie, zanim wczesnym zmierzchem
skryje mnie przed Twym wzrokiem ciepły welon miękki
I przemkniesz, zawiedziona, na zadymce wierzchem

Toledo

Widziane z Głuszycy (pow. wałbrzyskie) przez autora urodzonego w Witebsku

Powiedz, miła, jak wyjaśnić Szwedom;
Zawieszone mistycznie nad rzeką
Śniło mi się tej nocy Toledo
Jak je kiedyś oglądał El Greco

Otaczały je swojskie Sudety
Górą — kozy o skrzydłach motylich
I wstawało, w pejzażu Kastylii
Odpomniane, dolnośląskie sztet'ł

Miasto w rzekę spływało ze zboczy
W trawie pary kochały się nagie

...Czarny odmęt rzeki — Twoje oczy
Łuki Twoich brwi — mosty nad Tagiem

Leningrad

13 grudnia 1985, gdy w Sztokholmie jest o dwie godziny wcześniej

Z błot się wynurza Piotra gród
Siedziba carów
Jakże inaczej Sztokholm z wód
wstaje — Mälaru

Tam podparł miasto twardy słup
Bazalt i granit
Tu — karelskiego chłopa trup
Budulec tani

Gdzie teraz przytłumiony gwar
Późnych przechodni
Stolicę oparł wielki car
Na wielkiej zbrodni

Miasto ze złych i dobrych snów
Odsłania kształty
...Brzeg nowy znów, port nowy znów
I ten sam Bałyk

Tutaj pielgrzymów znajdę ślad
Ścieżki serdecznej
W mrok wiecznej nocy Kraju Rad
I Rosji wiecznej

Znam Jeruzalem, Nowy Ląd
Rzymy, Paryże
A jednak jest mi właśnie stąd
Do siebie bliżej

Któryż to raz, któryż to rok
Przechodzę Newskim
A ze mną — Szostakowicz, Błok
I Dostojewski

Achmatowej dosłyszę płacz,
Przechodzą ludzie
Październik wyniósł się do dacz,
Kolejny grudzień

W grudniu — buntownik z wyższych sfer
Plac tutaj skrwawił
W grudniu, w hotelu "Angleterre"
Jesienin zawisł

Przed bramą marznie nocny stróż,
Miasto zamiera
...Powraca myśl — A z Tobą cóż?
Co robisz teraz?

...Na moście taje mokry śnieg
Płyną majaki —
Co to za czas? Który to wiek?
I kto ja taki?

Czy niepokojom wytchnąć dam
Odpocząć — gniewom?
Gdy po ulicach błądzę sam
W mieście nad Newą

List do Agnieszki Osieckiej

W śnieżny się kożuch zmierzch obleka
Gdy czytam sobie Twoje śpiewki —
Wybacz Agnieszko, żem był krewki
Żem Ci nawrzucał i naszczekał
Gdy rozbolały blizny stare
Wszak wiesz — kabaret to kabaret
...Gdy wspomnisz zawiedzioną miłość
Zrozumiesz, jak mi przy tym było

...A teraz czytam Twoje rymy
(Odpuść Agnieszko, "...jako i my...")
Wkraczam za Tobą do "Sielanki"
Albo, na swojskie, skaczę "dechy"
Gdzie gęste rytmy i oddechy
i biust ponętny pani Hanki...

...Ot, takie tam tęsknoty głupie;
Wiesz — jakaś Mława, jakaś Łódź...

...Nie wyjdzie ...Wróć to tempo, wróć...
(Czyj był ten tekst o Gwadelupie?)

I tylko wyrzut się kołata
Żeśmy bez walki dali szańce...
...Ech, pójdź Osiecka znowu w tańce
Zapraszam Cię Agnieszko
na tan

Nocna rozmowa z Kretem

— Sławek? ...Cześć... poznajesz? Czasu tyle...
Kama śpi i chłopcy, świeca płonie
...weź butelkę, ja poczekam chwilę
Napijemy się... przy telefonie
Czemu dzwonię? Ot tak, przy jesieni
Rankiem twarz mi chłodzą pajęczyny...
...Nie przyjadę, twarde skurwysyny
Choć pan konsul ogromnie mnie ceni
Bowiem "...polską kulturę tu krzewię... "
— Czemu wizy dać nie chcą — on nie wie
— Coś tam chyba w trybach się zatarło —
...Nalej stary pół setki i w gardło

Tutaj? Po staremu... A co u was?
Jak tam córa? ...Bujasz!? ...taka mała?
Więc powiadasz, że panna dojrzała?
A co z Tobą? Mówił Żak, że czuwasz
Tam, gdzie znicze płoną, ludzie klęczą
Gdzie spoczywa ów kapłan umęczon
Gdzie u płotu, wśród opadłych liści
Napis tkwi — "Zbaw mnie od nienawiści"
Jacyś ludzie mi kartkę przysłali
Nie, nie ja to pisałem, to Galicz
Prawosławny był Żyd, serce wielkie,
Pokój jego duszy, weź butelkę...

Zjeżdża tutaj stamtąd ludzi krocie
Jak ty mówią: że kraj tonie w brudach
Wszędzie chamstwo, prywata, obłuda
W nędzy lud a garść pławi się w złocie
Że już tylko "układy" się liczą
Że już ludzie nie mówią, lecz krzyczą
Że "czerwonym" udupić się dali,
Wisła śmierdzi a Kraków się wali
Że endecja, że nienawiść głucha...
— Przestań, stary, dość! ...Ja nie chcę słuchać!
Dopij resztę, nim słuchawkę rzucę
...Pusta flaszka? No to cześć, ja wrócę!

Bilet powrotny

W zapale walki, u bram Troi
W bitewnym zgiełku, w pyle
Z Odysa przepoconej zbroi
Wypadł... powrotny bilet

W płomieniach krwawych Ilion zgorzał
Poranek nastał słotny
Wiatr przywiał bilet na brzeg morza:
ITAKA/TROJA — powrotny

Król zapomniany, stary Odys
Gdy zbrakło już Homera
Sam opowiada swe przygody
W knajpach portowych teraz

Powraca bogów dawnych czar już
Skrzy się Atena Pallas
Mówią, że kupić ma scenariusz
producent serii "Dallas"

Nawet w Texasie chwyci temat
Gdy Odys znajdzie ropę
J. R. ma zagrać Polifema
Bobby — Penelopę

A ja wychodzę na kraj mola
W toń patrzę długą chwilę
Bo wiem, że dziś, za rok, za sto lat
Odysa znajdę bilet
Bo wiem, że dziś, za rok, za sto lat
Powrotny znajdę bilet!

Powrót na Itakę

Wieczornym niebem ciągną ptaki
Nad miastem delikatny róż
A ja wciąż tęsknię do Itaki
Choć Penelopa przy mnie tuż

Śnieg, w obcą ziemię, wgniatam stopą
Obce tu niebo, obcy głaz
Wróć na Itakę, Penelopo
Wróć na Itakę ze mną wraz

Na próżno kwitną w polu maki
Kiedy nie Twoja dłoń je rwie
Bez ciebie nie ma już Itaki
Jak bez Itaki nie ma mnie

Żydowski bagaż

Uwoziłem garść słów tego kraju
Których potem zabrakło wam nagle
Gdyście chcieli nazwać puste miejsce,
Miejsce, jakie po mnie pozostało

Wziąłem odprysk duszy tego kraju
Statystycznie biorąc — bez znaczenia
Przez ten nikły ubytek, żyjecie
Dzisiaj w kraju o duszy ułomnej

Słów kilkoro, albo okruch duszy
Nawet razem — nie czynią ciężaru
Żadnej wagi albowiem nie mają
(Co nie znaczy, by były nieważne)

Ciąży tylko pamięć tego kraju
Którą wziąłem ze sobą bez reszty
Zostawiając wam w zamian jedynie
Trud jałowy — rozpamiętywania

Modlitwa o wschodzie słońca

Ob odnom proszu — spasi ot nenawisti
A. A. Galicz

Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę
Lecz chroń mnie, Panie, od pogardy
Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże

Wszak Tyś jest niezmierzone Dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie przed nienawiścią obroń
I od pogardy mnie zachowaj

Co postanowisz, niech się ziści
Niechaj się wola Twoja stanie
Ale mnie zbaw od nienawiści
Ocal mnie od pogardy, Panie!

Joanna

Przedjesiennym południem żegnałem Joannę
W kaplicy Zmartwychwstania na cmentarzu w Lundzie —
Nowoczesne, surowe, protestanckie wnętrze,
Czworobok murów z ledwie pobielonej cegły,
Tylko czołową ścianę zdobiła mozaika:
Chrystus o dobrej twarzy polskiego wieśniaka
Unosił w górę, prawym objąwszy ramieniem
Kilka drobnych figurek ocalonych ludzi.
Mówiono, że artysta, wzorem starych mistrzów
Uwiecznił tak postacie członków miejskiej rady
Którzy ufundowali cmentarną kaplicę
(Choć nie z własnej szkatuły, lecz z publicznych środków)
Tych Pan ocalić raczył...

O przedwieczerzu wszedłem do lundzkiej katedry
Aby zapalić świecę za sen Jej spokojny
...Katedra była pusta, bezludna i cicha
...i Joanny nie było. Tylko Dobry Pasterz
Wtapiał martwe spojrzenie bizantyjskich oczu
w nicość. Twarz najmniejszego nie zdradzała czucia
Żadnego poruszenia. Wszak umarło tylko
Dziecko, co nawet nie dla Jego żyło chwały
Lecz dla miłości ludzi. I modłów nie znało
Lecz cieszyło się życiem. Kiedy miejska rada
Kaplice budowała pod wezwaniem Tego,
Który przekupniów ongiś wygnał ze Świątyni
A dziś Odkupicielem jest już Przekupionym

Zmartwychwstanie

Andrzejowi Koraszewskiemu

A kiedy Marii zbrakło łez
Krzyk Syna niebo schłostał
I, zdjęty z krzyża, człowiek sczezł —
Bóg z grobu zmartwychpowstał

I się od razu uczyć jął
Boskości doskonałej
Cierpienie na się człowiek wziął
A Bóg odebrał chwałę

Jakże pamiętać miał w ten czas
Co ból, udręka, trwoga?
On, co być przestał jednym z nas
Syn nieśmiertelny Boga

Już nie kaleczy skroni cierń
Nie pieką boskie rany
...A w dole pozostała czerń
Lud boży i kapłany

W dłoni pasterza świszcze bat
W świątyni bies się czai
I człowiek człowiekowi — brat
I oba zwą się Kain

Tam ludy starte są na proch
Tu wojna się przetoczy
...U krzyża słychać Marii szloch
Choć dawno wyschły oczy

A człowiek brnie do kresu dróg
I nigdy się nie dowie
Ze pierwej umrzeć musi bóg
Nim zmartwychwstanie Człowiek

Listopad

Suita jesienna na temacie z Ernesta Brylla
Żonie, w dalekiej podróży

Jest czasem w listopadzie, miła, taka chwila
Kiedy się dzień jesienny łamie i przesila
Kiedy słońce wybucha nagłym, krótkim spazmem
Nim zapadnie w kulisy stalowo-żelazne
I tylko na obrzeżu ciemnej, chmurnej ściany
Goreje żar nieziemski, dziwny, poszarpany
Zda się — w swojski krajobraz zmienia obcy teren
Jak pod ręką owego Tylmana z Gameren
Który, choć z ziemi obcej, obcej uczeń szkoły
Stawiał Polsce pałace, zamki i kościoły
I dzisiaj, gdy chcę uciec od kłótni i sporów
myśląc o kraju — widzę Łańcut i Nieborów

...Stare dęby jesiennym pożarem się złocą
Znów kolejną dekadę kurant mi wydzwania
Wracają do mnie ciągle te same pytania
Powracają pytania ze zdwojoną mocą
Pytam siebie — bo kogóż — gdy dzień gaśnie w blaskach
Czemu smutny Pan Jezus na świętych obrazkach?
Polskość — czy to choroba, przekleństwo, czy łaska?
Dlaczego się nie lubią dawni przyjaciele
Czy wolności za mało ludziom? ...Czy za wiele?
Kto nam znów myśli mąci i słowa koślawi?
Czemu krzyżyk na piersi a w piersi nienawiść?
Czy kadzidło człowieka do Boga przybliża?
Czy starczy w Polsce Żydów, by rozpiąć na krzyżach?
Jak mam nazwać tę otchłań — niżej dna rozpaczy?
Czy, w godzinie ostatniej, człek Bogu przebaczy?
Kiedy przyjdzie ta chwila? ...I co będzie później?
Dlaczego — zamiast wierzyć — wątpię? Czemu bluźnię?

...Jest, miła, w listopadzie czasem taka chwila
Gdy wiatr liście jesienne rozrzuca w badylach
Wiatr zamorski, zaduszny wiatr z Polski mnie dopadł
Gdy za oknem november, a w sercu listopad

Sztokholm, 2 listopada 1990



    © Natan Tenenbaum, Stockholm